Wszyscy święci New Jersey po latach zabierają nas do świata Rodziny Soprano. Czy to udany powrót? Dowiesz się z recenzji!
Rodzina Soprano to jeden z najbardziej klasycznych seriali, jakie mogę sobie wyobrazić. Poprzez niego HBO pokazało, że można nakręcić telewizyjny show w jakości porównywalnej z kinowymi produkcjami. Dlatego, choć film Wszyscy święci New Jersey można było oglądać na wielkim ekranie, postanowiłem postawić na seans z płyty Blu-ray w domowym zaciszu. Było warto?
Czy Wszyscy święci New Jersey to nadal Rodzina Soprano
W czerwcu 2022 roku minie dokładnie 15 lat, od kiedy po raz ostatni mogliśmy obejrzeć w telewizji Rodzinę Soprano. Twórcy oryginału, na czele z Davidem Chasem, podjęli się zadania opowiedzenia początku historii Tony’ego Soprano. Zadanie trudne, bo trzeba było znaleźć złoty środek między fanserwisem dla najwierniejszych zwolenników serialu a nakręceniem po prostu dobrego filmu gangsterskiego – dla tych wszystkich, którzy Rodziny Soprano już zwyczajnie nie pamiętają.
Wszyscy święci New Jersey jest zatem prequelem kultowego serialu, co przypomina nam kilkukrotnie, ale w sposób niezbyt nachalny. Na ekranie zobaczysz całkiem sporo postaci i miejsc znanych z Rodziny Soprano, jednak w większości stanowią one jedynie rodzaj tła. Zatem jeśli nie widziałeś oryginału (albo zwyczajnie już go nie pamiętasz), w najgorszym wypadku umknie Ci kilka drobnych smaczków i będziesz zastanawiał się, kim jest gość opowiadający krótkie wprowadzenie do filmu.
Łącznikiem między kinowym obrazem a telewizyjnym show na HBO ma być oczywiście postać Tony’ego Soprano. W jego nastoletnią wersję wciela się nie kto inny niż Michael Gandolfini, czyli rodzony syn Jamesa Gandolfiniego, który grał głównego bohatera w serialu. Podobieństwo między nimi, choć w niektórych scenach lekko wymuszone naśladownictwem „młodego”, jest porażające!
Michael Gandolfini rewelacyjnie odtwarza ekranowe zachowanie swojego ojca, co momentami wywoływało niepokojący dreszcz na moich plecach. Tego nie zrobi (przynajmniej na razie) żadne CGI czy inny deepfake. Trzeba jednak zauważyć, że Wszyscy święci New Jersey to takie nie do końca „origin story” Tony’ego Soprano, jak zapowiadano w materiałach reklamowych.
Kim był Dickie Moltisanti
Bez wątpienia głównym bohaterem prequela nie jest wcale przyszła głowa rodziny Soprano. Pierwsze skrzypce gra bowiem tutaj Dickie Moltisanti, czyli „mentor” Tony’ego, który w serialu był jedynie często i gęsto wspominany. W postać wciela się absolutnie genialny Alessandro Nivola i jego występ jest jednym z głównych argumentów za obejrzeniem Wszystkich świętych z New Jersey.
Sprawdź też: Matrix Zmartwychwstania – recenzja. Jak poznałem waszą Macierz
Tony i Dickie to postacie bardzo podobne do siebie, co szczególnie widać w ich próbach usprawiedliwiania i zadośćuczynienia swoich złych uczynków (albo przynajmniej części z nich). Po seansie Wszystkich świętych z New Jersey miałem trochę żal, że ten drugi nie dostał tyle „czasu antenowego” co Soprano. Trudno porównywać głębię charakterów obu postaci, skoro jedna pojawiła się w liczącym 6 sezonów i 86 epizodów serialu, a druga w trwającym 2 godziny filmie.
The Many Saints of Newark – co się wydarzyło w 1967
Inna sprawa, że relacja między Tonym Soprano i Dickim Moltisanti jest tylko jednym z wątków poruszanych we Wszystkich świętych z New Jersey. Tłem wydarzeń przedstawionych w filmie są zamieszki na tle rasowym, które wybuchły w Newark latem 1967 roku. Ważną dla fabuły postacią jest czarnoskóry Harold McBrayer (w tej roli Leslie Odom Jr.), bowiem stanowi on swoisty pomost między historycznymi wydarzeniami a losami rodziny Moltisanti.
W jednym z przedpremierowych wywiadów David Chase stwierdził, że niemal od zawsze chciał nakręcić film o zamieszkach w Newark w 1967 roku. Widać to w czasie oglądania, bowiem wydarzenia te momentami dominują nad historią Dickiego i młodego Soprano. Czasami trudno nie odnieść wrażenia, że twórcy próbowali złapać zbyt wiele srok za ogon, bowiem dostajemy od nich materiału na co najmniej jeden miniserial.
Sprawdź też: Spider-Man: Bez drogi do domu – recenzja. Czy to najlepszy film o Spider-Manie?
Obok wspomnianych wyżej motywów film w reżyserii Alana Tylora przybliża też skomplikowane relacje Tony’ego z matką i ojcem oraz pokazuje przekroczenie przez niego granicy między praworządnym obywatelem a przestępcą. Dużo dzieje się też pomiędzy Dickiem a jego rodziną, zaś wisienką na tym kilkupiętrowym torcie jest jego burzliwy romans z Giuseppiną Moltisanti (w tej roli zjawiskowa Michela De Rossi).
Za dużo tych świętych w New Jersey?
Takie nagromadzenie wątków i postaci sprawia, że akcja idzie do przodu dość szybko, jest jednak przy tym nieco chaotyczna. W ostatecznym rozrachunku trudno powiedzieć, czy Wszyscy święci New Jersey to głównie origin story Tony’ego Soprano, opowieść o Dickim Moltisanti czy może już bardziej próba odtworzenia przyczyn i przebiegu zamieszek w Newark. Moim zdaniem scenariusz ma wszystkie elementy, aby stać się serialem, możliwe nawet, że tak samo dobrym, jak Rodzina Soprano.
Trwający nieco ponad dwie godziny film to za mało na sensowne upchnięcie tak rozbudowanej historii, na czym Wszyscy święci New Jersey niewątpliwie tracą. Ostatecznie jednak nie mogę powiedzieć, abym żałował spędzonego z nim czasu. Dla fanów Rodziny Soprano będzie to kopalnia smaczków i powrót do ukochanego świata, dla wszystkich innych po prostu dobre kino gangsterskie.
Wszyscy świetni we Wszystkich świętych z New Jersey
Bez wątpienia najmocniejszym elementem całego przedsięwzięcia, jakim było nakręcenie The Many Saints of Newark, jest zgromadzona przez twórców obsada. Wspomniałem już, że Alessandro Nivola jest w swojej roli absolutnie genialny, a kreacja Michaela Gandolfini wywołuje ciarki na plecach. Ale również na drugim planie mamy kilka postaci, których chciałoby się oglądać znacznie, znacznie więcej.
Sprawdź też: Resident Evil: Witajcie w Raccoon City – recenzja. Przyjemny reboot, ale nie bez wad
Zacznę może od Raya Liotty, kradnącego w drugiej połowie filmu każdą scenę, w jakiej się pojawia. Gość jest po prostu stworzony do kina gangsterskiego, co udowadnia kolejnym świetnym występem. Prawdziwym bohaterem drugiego planu jest też Jon Bernthal, wcielający się w ojca Tony’ego – oglądając go, łatwo jest zrozumieć, dlaczego młody Soprano wolał trzymać się z Dickim.
Na oklaski zasłużyli też sobie Vera Farmiga i Corey Stoll, przed którymi postawiono arcytrudne zadanie wykreowania młodszych wersji Juniora i Livii Soprano. Mimo iż nie mieli dodatkowego atutu w postaci wspólnych z pierwowzorem genów (tak jak Michael Gandolfini), wywiązali się ze swoich ról śpiewająco. Szczególnie Vera Farmiga idealnie wręcz odtworzyła skomplikowany i trudny charakter matki Tony’ego.
Czy warto oglądać na Blu-ray?
Kupowanie filmów na płytach może wydawać się w czasach królowania streamingu zbyteczne, tym bardziej że wydanie Wszystkich świętych z New Jersey na Blu-rayu niczym specjalnie się nie wyróżnia. Ot, proste menu, do wyboru polski lektor lub napisy i garść dodatków. Znajdziemy wśród nich m.in. sceny niewykorzystane w filmie oraz materiały typu making of – miły bonus, bez którego każdy może się jednak obejść.
Głównym powodem do zakupu edycji płytowej jest przede wszystkim jakość. Choć na Blu-rayu Wszystkich świętych z New Jersey oglądamy w rozdzielczości 1080p (a nie 4K jak na streamingu), w rzeczywistości obraz wygląda lepiej – a to wszystko przez brak kompresji. Mając dobre kino domowe i porządne słuchawki, doceniam też dźwięk w standardzie Dolby Atmos – odnoszę wrażenie, że filmy na Netfliksach i innych HBO brzmią po prostu gorzej.
Podsumowując – Wszyscy święci New Jersey to dobry film, który mógłby być jeszcze lepszym serialem. Fanów Rodziny Soprano nie powinno się w ogóle namawiać do seansu, bo pewnie już go mają dawno za sobą. Pozostałych zachęcam do obejrzenia ze względu na świetny klimat i rewelacyjną grę aktorską świetnej obsady.
Sprawdź też:
- HBO Max w Polsce – cena, data premiery, najważniejsze informacje
- HBO Max – co obejrzeć? Najlepsze filmy i seriale
- Martin Scorsese – najpopularniejsze tytuły amerykańskiego reżysera
- Jak zrobić drink Jamesa Bonda? Podajemy przepis na Vesper Martini
Sztos, Osti!