Unknown 9: Awakening to debiutancka produkcja montrealskiego studia Reflector. Całkiem niedawno brałem udział w dwugodzinnym pokazie gry, a teraz mam już ją całą za sobą. Jak wrażenia z rozgrywki?
Ogólnie Unknown 9 to zupełnie nowa „marka”, która zabiera nas w globalną podróż z tzw. Quaestorami, którzy ścigają tajemniczą, tytułową grupę — nieśmiertelnych strzegących potężnej, ukrytej wiedzy, zdolnej ocalić lub zniszczyć ludzkość.
Omawiana przeze mnie tu gra stanowi kluczowy punkt wejścia do tego uniwersum, każda opowieść na różnych platformach funkcjonuje samodzielnie, ale wszystkie są ze sobą misternie splecione, tworząc większą, bardziej złożoną narrację.
Trudno zaprzeczyć, że twórcy są bardzo ambitni – wizja na cały ten świat wydaje się naprawdę ciekawa. Tylko czy to wystarczy, aby odnieść sukces? Cóż, jeśli chodzi o Unknown 9: Awakening to mam pewne wątpliwości, a dlaczego? To już zapraszam do dalszej lektury.
Unknown 9: Awakening – o czym w ogóle jest gra?
W Unknown 9: Awakening wcielamy się w niejaką Haroonę (której to twarz użyczyła Anya Chalotra). Młodą kobietę obdarzoną niezwykłą mocą, która pragnie pomścić śmierć swojej mentorki zabitej przez innego, byłego jej ucznia, Vincenta Lichtera. Ten nikczemnik przewodzi grupie zwanej Ascendentami i chce on wykorzystać „fałdę” do złowieszczych celów. Choć oczywiście on przekonany jest o słuszności swojego działania.
Podczas swojej podróży Haroona natrafia na niejakiego Luthera i tajne stowarzyszenie, które zna źródło jej mocy oraz niebezpieczne siły kryjące się w Fałdzie. Tak oto rozpoczyna się jej podróż w poszukiwaniu odpowiedzi na dręczące ją pytania.
Sprawdź też: Unknown 9: Awakening – graliśmy i nawet się bawiliśmy, ale?
Historia sama w sobie nie jest jakaś skomplikowana czy wybitnie oryginalna. Jest to dość przewidywalny i stosunkowo krótki tytuł (przejście zajęło mi około 10 godzin), ale mimo wszystko – kupiłem ten świat. Ma to swoją tożsamość, całe to nowe nazewnictwo szybko zostaje w głowie. Bohaterowie mają swój charakter i zdecydowanie nie są nijacy.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to fakt, że materiały, grafiki koncepcyjne itp. mocno sugerowały, że gra osadzona będzie bardziej w takim mega fantastycznym settingu. Ostatecznie przez większość gry poruszamy się raczej po „zwykłych”, przyziemnych terenach, które z mistycznością mają niewiele wspólnego. Szkoda!
Rozgrywka à la 7. generacja konsol i nic w tym złego!
Kiedy na pokazie miałem okazję pierwszy raz zagrać w Unknown 9: Awakening, byłem szczerze zdziwiony, jak przyjemnie mi się w to grało. Po przejściu całej gry podtrzymuje tę opinię – rozgrywka nie jest wielce skomplikowana, co między innymi jest zasługą liniowości tej produkcji. Pod wieloma względami tytuł ten przypomina mi produkcje z czasów siódmej generacji konsol i niesamowicie mnie cieszy, że coraz częściej się takowe pojawiają. Ileż można tych otwartych i pustych, nudnawych światów?
Unknown 9: Awakening przypomina dziwaczną mieszankę Assassin’s Creed, Forspoken Uncharted oraz… Star Wars: The Force Unleashed. Jako Haroona przemierzamy mocno zamknięte tereny i jeśli zapomnimy czegoś zebrać na danym obszarze, to cóż – przepadło! Niemniej, to naprawdę miła odmiana po tych wszystkich grach z otwartymi, pustawymi i nudnymi obszarami. Pod względem samej eksploracji raczej nie mam większych zarzutów – nie zdarzyło mi się nigdzie utknąć, bo produkcja tak naprawdę prowadzi nas za rączkę od punktu A do B.
Walka w Unknown 9: Awakening jest dość ciekawa!
W Unknown 9: Awakening walczymy dużo. Naprawdę dużo. Oczywiście wiele fragmentów da sę przejść całkowicie po cichu i we wczesnych etapach jest to jak najbardziej wskazane. Kiedy jednak odblokujemy znaczną część mocy, to aż żal ich nie używać na oponentach.
Haroona walczy wyłącznie za pomocą pięści oraz właśnie fałdy. Dzięki niej może np. tworzyć tarczę, odpychać lub przyciągać przeciwników, albo… wchodzić w ich skórę. To zdecydowanie najciekawszy element tego wszystkiego – do samego końca bardzo chętnie przejmowałem kontrolę nad sługusami Vincenta, nakierowując ich na siebie nawzajem. Za pomocą fały można też na odległość odpalać pułapki – tym sposobem możesz odciągnąć czyjąś uwagę lub też po prostu go zneutralizować.
Sprawdź też: Premiery gier. W co warto zagrać w tym roku?
Poza tym nasza bohaterka potrafi też znikać na życzenie, leczyć się, czy używać rentgenu w oczach. Dosłownie! Wszystkie te niecodzienne zdolności Haroony można rozwijać za pomocą drzewka umiejętności. Dostępne są trzy gałęzie: walka, moce oraz skradanie. Teoretycznie należy uważać z rozdawaniem punktów na lewo i prawo, bo nie ma potem opcji ich ponownego przydzielenia. Tylko że w sumie w trakcie rozgrywki odblokowałem większość rzeczy, a też jakoś specjalnie nie goniłem za „anomaliami”, które działają jako punkty umiejętności.
Warto dodać, że im dalej w las, tym poważniejsi wrogowie. Poza bossami, okazuje się, że niektóre elitarne jednostki też są odporne na nasze czary-mary. Na szczęście mają oni inne słabości. W trakcie walki potrafi dziać się niemały chaos. My, jako gracze, sprytnie musimy korzystać z naszych mocy, aby wyjść z pojedynków bez szwanku.
Niestety, pod względem technicznym nie jest kolorowo
W tekście z wrażeniami po pokazie wspomniałem, że najbardziej obawiam się o strefę techniczną produkcji. Niestety – wszystkie te problemy, których wówczas doświadczyłem, były też obecne w pełnej wersji. Przede wszystkim – Unknown 9: Awakening wygląda jak produkcja wydana na przełomie siódmej i ósmej generacji konsol. Jak możesz zauważyć po samych screenach – nie jest to zbyt urodziwa produkcja.
Super, że zaangażowano Netfliksową Yennefer, czyli Anyę Chalotrę. Szkoda, że przez sporą część rozgrywki nie widać, że to ona. Animacje i mimika twarzy też pozostawiają wiele do życzenia. Specjalne sprawdziłem, jak to np. wyglądało w trzynastoletnim L.A. Noire i niestety – produkcja Rockstara wypada o niebo lepiej. Zabrakło mi też totalnego ragdollu przy wypychaniu przeciwników w przepaść lub przy popychaniu ich na elementy otoczenia.
No dobra, skoro nie jest zbyt urodziwie, a sam gameplay jest liniowy, to można spokojnie założyć, że gra chodzi bez zarzutu, prawda? Niestety – od samego początku do samego końca uświadczałem spadków FPS-ów, a miałem ustawiony tryb wydajności, nie jakości. To po prostu nie powinno mieć tu miejsca. Z racji, że ogrywałem wersję przedpremierową, to być może otrzymamy jakiegoś Day 1 patcha, który poprawi sytuację, jednak na razie niesmak pozostaje. Tyle dobrze, że chociaż dźwiękowo tytuł daje radę, choć żaden utwór nie został w mojej głowie na tyle, abym miał go odpalać „po godzinach”. Chociaż nie! Z dźwiękiem też był problem — w jednej, dłuższej cutscence postacie był nieme, napisów też niestety zabrakło.
Podsumowanie – warto zagrać w Unknown 9: Awakening?
Unknown 9: Awakening to produkcja, która idealnie wpisuje się w definicję średniaka i wiecie co? To nie powinno być nic złego. Mam wrażenie, że wielu graczy wyleje na nią wiadro pomyj, bo po prostu graficznie nie trzyma obecnych standardów.
Mam nadzieję, że się jednak mylę, bo debiutancka produkcja Reflector jest najzwyczajniej w świecie przyjemna. Liniowe poziomy, dość krótka fabuła i zabawa mocami? Idealne na przerwę pomiędzy „większymi” grami. Pomimo kiepskiego stanu wizualnego i technicznego, życzę jednak, że to uniwersum się przyjmie. Ja bawiłem się nieźle.
Za klucz do recenzji dziękuję firmie CENEGA