Horizon Forbidden West cover

Recenzje

25.02.2022 10:18

Horizon Forbidden West – recenzja gry. Kolejny as w rękawie PlayStation

Gry Konsole
26
0
0
26
0

Horizon: Forbidden West znowu zabiera nas do świata, w którym prymitywne ludzkie plemiona stają oko w oko z widmem zagłady zaserwowanej przez futurystyczne maszyny. Czy warto ponownie wcielić się w skórę wojowniczej Aloy? Dowiesz się z recenzji. 

Oto przed Tobą kolejna produkcja mająca zachęcić rzesze graczy do zakupu konsoli Sony. Czy warto sięgnąć po Horizon Forbidden West na PS5, a może zostać jeszcze trochę z PlayStation 4? Względnie jeśli masz dość produkcji z otwartym światem – czy lepiej sobie odpuścić powtórną przygodę z Aloy? 

Nie ma chyba wątpliwości, że najważniejszym powodem do zakupu konsol z rodziny PlayStation są wydawane regularnie tytuły ekskluzywne, przygotowywane przez studia należące do Sony. Jedną z takich produkcji było Horizon: Zero Dawn, którego kontynuacji doczekaliśmy się po 5 latach. Wspominam o tym nie bez powodu – bez znajomości poprzedniczki tracimy dość sporo. 

Witamy ponownie w Horizon – czas na powtórkę

Przygodę z Horizon Forbidden West zaczynamy od filmu wprowadzającego, który zgrabnie podsumowuje wydarzenia z poprzedniej części. Rozwiązanie wydaje się idealne dla nowych graczy (dla starych zresztą też, wiele szczegółów potrafi z czasem uciec), jednak teoria przegrywa w starciu z praktyką. Już w pierwszych godzinach nowej produkcji Guerrilla Games zostajemy zaatakowani dość dużą liczbą nawiązań do Horizon: Zero Dawn.

Sprawdź też: Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo Złodziei – recenzja gry. Nathan Drake na PS5 w 4K czy 120 FPS?

To nie tak, że bez znajomości pierwszej części nie będziemy się mogli dobrze bawić. Odkrywanie świata przedstawionego i tożsamości Aloy stanowiły najmocniejsze punkty poprzedniej produkcji. Horizon: Forbidden West niejako wymaga już od nas pewnej wiedzy, której krótkie wprowadzenie zwyczajnie nie dostarcza. 

Zatem nie znając Horizon: Zero Dawn, raczej nie będziemy mogli się specjalnie zaangażować w rozwiązywanie zagadki Hadesa i pościgu za Sylensem. Inna sprawa, że historia przedstawiona w Zakazanym Zachodzie jest… inna. Chciałbym powiedzieć, że gorsza, ale to byłoby trochę niesprawiedliwe – nowa gra mocno rozbudowuje lore świata Horizon, który poprzedniczka po prostu przedstawiła i zarysowała. 

Dość trudno o fabule tej serii opowiadać bez zdradzania zbyt wiele, bowiem niemalże każdy jej element można potraktować jako potencjalny spoiler. Powiem zatem krótko – mimo długich dialogów, licznych zwrotów akcji, a także rozbudowania lore, „dwójka” niezbyt mnie pod tym względem wciągnęła. Historia Horizon: Forbidden West ma być tak naprawdę pretekstem do zwiedzania rozległego świata gry, co też jej się udaje.

Otwarty świat z najlepszą grafiką na PS5?

Studia przygotowujące gry na konsole Sony są wyspecjalizowane w wyciskaniu wszystkiego, co PlayStation ma do zaoferowania. Podobnie jest i tym razem – grafika Horizon: Forbidden West potrafi momentami wręcz powalić na kolana. Ilość detali otoczenia jest aż przytłaczająca i można spędzić długie godziny, po prostu gapiąc się na to wszystko w trybie fotograficznym. 

Horizon: Forbidden West Aloy
Aloy powraca, a my wraz z nią mamy okazję znowu zwiedzać fascynujący świat Horizon

Graficzny przepych bardzo dobrze widać także na generowanych w czasie rzeczywistym przerywnikach filmowych i podczas rozmów. Skóra postaci, włosy, stroje oraz oczywiście otoczenie stoją na najwyższym poziomie i mówiąc to, mam na myśli absolutną klasę światową. Niewiele produkcji, które ukazały się na konsolach, może się w ogóle porównywać z Horizon: Forbidden West.

Sprawdź też: Rainbow Six: Extraction – recenzja. Tego się nie spodziewałem

Tradycyjnie już dla gier wychodzących na PS5 dostaliśmy do wyboru dwa tryby zabawy: jakość oraz wydajność. W tym pierwszym bawimy się w 4K i ze wszystkimi przewidzianymi przez twórców wodotryskami graficznymi, ale w 30 klatkach na sekundę. Jeśli zależy nam na 60 FPS, wybrać musimy to drugie ustawienie. Nie różnią się one od siebie bardzo mocno, jednak w trybie wydajności zmienna rozdzielczość potrafi dać się we znaki niezbyt eleganckim rozmyciem detali znajdujących się w bezpośrednim otoczeniu Aloy. 

Moim zdaniem jest to niewielka cena za płynną rozgrywkę, tym bardziej że zdążyłem się już przyzwyczaić do 120 FPS w Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo Złodziei. Przeskok z takiej wartości do 30 klatek na sekundę niestety nie wchodził dla mnie w grę. 

Horizon: Forbidden West przeciwnicy
Ilość detali widocznych na ekranie w Horizon: Forbidden West czasami powala na kolana

Graficzny przepych ma więc swoją cenę. Warto przy tym dodać, że deweloperzy z Guerrilla Games nie ustrzegli się też niestety błędów. Przycięcia animacji, skopany ragdoll czy lewitujące części garderoby nie są w Forbidden West na porządku dziennym, ale zdarzają się od czasu do czasu. To w sumie lekkie (niemiłe) zaskoczenie, gdyż do tej pory exclusive’y Sony ustrzegały się z reguły od takich baboli. 

Horizon aż po horyzont

Po spędzeniu kilkudziesięciu godzin na tytułowym Zakazanym Zachodzie mogę powiedzieć jedno: Horizon Forbidden West to gra wielka. I można to rozumieć przez wiele względów. Rozmiarami i skalą imponuje tutaj w zasadzie wszystko.

Sprawdź też: Dying Light 2 – recenzja. Po łebkach (zombie) do celu

Świat gry jest absolutnie ogromny, wypełnia go też spora liczba aktywności pobocznych i misji dodatkowych – oceniam, że zaliczenie tego wszystkiego może zająć ok. 100 godzin. Oszałamiająca jest ilość detali – od różnorodności przeciwników, postaci niezależnych, przez stroje poszczególnych plemion (i samej Aloy), aż po takie szczegóły, jak spotykane na każdym kroku liczne gatunki zwierząt i roślin. Ogromny jest też lore Horizona: dialogi są długie i pełne szczegółów dotyczących bohaterów i życia w tym świecie – z niektórymi postaciami rozmawiamy kilkanaście minut, poznając blisko ich historię, tylko po to, aby zobaczyć ich śmierć w następnej cutscenie. 

Horizon: Forbidden West Sylens
Sylens to postać która „nakręca” fabułę Horizon: Forbidden West

Absurdalny wręcz rozmach Horizon: Forbidden West jest jednak w mojej opinii bronią obosieczną. Osoby, które lubią spędzić z grą kilka-kilkanaście godzin, prawdopodobnie nigdy nie dotrą do finału historii, ba – ominie je zwiedzanie co najmniej kilku biomów oraz parę twistów fabularnych. Długie rozmowy z NPC-ami mają nieco przypominać rozbudowane questy z Wiedźmina 3, jednak brakuje w nich wyborów i konsekwencji podejmowanych decyzji, które sprawiły, że dzieło CD Projekt RED zapisało się złotymi literami w historii elektronicznej rozrywki. 

Za dużo dobrego?

Nie raz i nie dwa można poczuć się nieco przytłoczonym ilością „mięsa”, jakie ekipa Guerrilla Games upchnęła do swojej najnowszej produkcji. Jest tego wszystkiego na tyle dużo, że w pewnym momencie nieco się wyłączyłem – przestałem rzucać się na każdą ukrytą w jakiejś rozpadlinie skrzynię z lootem (i tak są to w 100% tylko przedmioty do craftingu, nie znajdziemy w nich żadnej fajnej broni ani pancerza). Z czasem regularnie zacząłem pomijać niektóre dialogi, wiedząc, że nie dowiem się z nich niczego, co mogłoby skutkować czymkolwiek w późniejszych etapach gry. 

Mocnym punktem przygód Aloy są natomiast starcia z przeciwnikami – można ich oczywiście unikać, ale to zwyczajne marnotrawstwo narzędzi mordu, którymi obdarowali nas twórcy. Do wyboru mamy licznego rodzaju łuki, pułapki, wabiki, dzidę czy wyrzutnie oszczepów. Dzięki urządzeniom nazwanym tutaj Focusami odkrywamy mocne i słabe punkty każdego wroga. 

Horizon: Forbidden West Carrie Annie Moss
W Horizon: Forbidden West spotkamy sporo nowych postaci, a w niektóre wcielają się znani aktorzy

Za wykonane misje i punkty doświadczenia, otrzymywane m.in. za pokonywanie przeciwników, dostajemy możliwość rozwoju umiejętności naszej bohaterki. I tutaj ponownie daje się we znaki „przegięta” skala gry. Drzewka umiejętności są tak bardzo rozbudowane, że aż nieczytelne, a większość zawartych w nich opcji nie wydaje się szczególnie przydatna – pod koniec gry odblokowywałem je tylko dlatego, że coś z tymi zgromadzonymi punktami trzeba było zrobić. 

Wolność wyboru

W tym natłoku wrażeń nie zabrakło także dużej liczby opcji i ustawień, spośród których mogą wybierać gracze. Wprawdzie nawet na najwyższym poziomie trudności produkcja Guerrilla Games nie zbliża się do tytułów soulso-podobnych, to potrafi stanowić pewne wyzwanie. Dla spragnionych beztroskiej zabawy oddano natomiast tryb fabularny – po jego odpaleniu trzeba się naprawdę namęczyć, aby doprowadzić do zgonu naszej „heroiny”. 

Sprawdź też: Battlefield 2042 – recenzja. Rewolucja w serii i toksyczna miłość

Biorąc pod uwagę ogrom szczegółów widocznych na ekranie, trudno wyobrazić sobie granie w Horizon: Forbidden West z mocno okrojonym interfejsem rodem z Ghost of Tsushima. Mimo wszystko twórcy oddali nam do dyspozycji sporo ustawień HUD-u, dzięki którym przygody Aloy są bardziej lub mniej przyjazne/dostępne, także dla osób z ograniczeniami. Możemy np. wyłączyć wszelkie podpowiedzi pokazywanie na ekranie punktów orientacyjnych czy oznaczenia nad możliwymi do zebrania przez bohaterkę przedmiotami.  

Horizon: Forbidden West Walka
Walka z przeciwnikami to jeden z najmocniejszych punktów Horizon Forbidden West

Wybrać możemy także wersję językową: sam najwięcej grałem z angielskim dubbingiem oraz polskimi napisami, bowiem w ten sposób Horizon: Forbidden West „brzmi” dla mnie najlepiej. Studio odpowiedzialne za rodzimy dubbing nie ustrzegło się od drobnych problemów, jakie męczy większość lokalizacji, czyli „teatralnie” brzmiące kwestie oraz niepokrywanie się napisów z wypowiadanymi kwestiami. Oddać jednak należy sprawiedliwość „polskiej” Aloy, która moim zdaniem miażdży swoją anglojęzyczną koleżankę po fachu!

PS5 ma nowy system-seller? 

Koniec końców Horizon: Forbidden West to gra, którą można opisać jako „korona stworzenia” zarówno jeśli chodzi o gry na PlayStation, jak i produkcje typu open world. Całość jest bardzo rozbudowana i przygotowana z dbałością o liczne szczegóły, wykorzystuje też prawie wszystkie rozwiązania, jakie w podobnych produkcjach stosowała do tej pory konkurencja. Mamy tutaj ogrom aktywności oraz opcji do wyboru, więc nowy hit na PS4/PS5 powinien przypaść do gustu każdemu…

… no chyba że nie lubisz gier z otwartym światem. Dla mnie tej zawartości jest w Forbidden West stanowczo zbyt dużo – wolę nieco bardziej zamknięte i liniowe produkcje (takie jak Uncharted od Naughty Dog), które są przygotowane z jeszcze większym pietyzmem, będąc przy tym pozbawione niepotrzebnych zapychaczy. To jednak tylko moje narzekania, bo obiektywnie rzecz biorąc, najnowsze dziecko Guerrilla Games to absolutna klasa światowa – nawet nie będąc fanem gatunku, śmiało mogę wystawić grze mocne 8/10, przy czym zwolennicy odkrywania kolejnych znaków zapytania na mapie powinni dodać do tej oceny jeszcze co najmniej jedno oczko. 

26
0

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *