Tiny Tina’s Wonderlands to najnowsze dziecko twórców Borderlands, które równie dobrze można nazwać kolejną częścią tego cyklu. Jak wypada ta istna parodia Dungeons & Dragons? Zapraszam do lektury!
W dobie manii odgrzewania kotletów w postaci remake’ów i remasterów Gearbox Software postanowiło to zrobić w nieco inny i smaczniejszy sposób. Bowiem Tiny Tina’s Wonderlands jest niczym innym, jak po prostu kolejnym Borderlandsem, ale w zupełnie nowym i niezwykle smacznym sosie. Choć momentami czuć nutkę tego, że mięcho to do najświeższych nie należy.
Ba, zagorzali fani już mieli przedsmak, tego, co ich czeka w nowej produkcji studia. Mowa o DLC do drugiej części, czyli Assault on Dragon Keep, które niejako można określić prequelem Wonderlands. W dodatku zmianie uległ przede wszystkim setting, ale mechanika rozgrywki pozostała taka sama. Tym razem jednak twórcy pokusili się o wprowadzenie kilku nowości.
Tiny Tina’s Wonderlands, czyli Post Apo Fantasy
Zaznajomionym z Borderlands postaci Tiny raczej nie trzeba przedstawiać. Dla tych mniej wtajemniczonych – tytułowa bohaterka to ekscentryczna 13-latka, która ma wielką manię na punkcie wybuchów oraz… gier RPG! Konkretniej chodzi o tzw. Bunkers & Badasses, czyli ichniejszy odpowiednik naszego Dungeons & Dragons.
Jej towarzyszami w boju są gałgański Valentine oraz dużo bardziej racjonalny, ale też agresywny bot – Frette. No i jesteśmy my, zwykły noob, który ma odmienić losy kolejnej partii jako Fatemaker. Cytując klasyk z polskiej czołówki Pokemon – „musimy ocalić świat!”
Fabuła Tiny Tina’s Wonderlands to totalny, sztampowy kicz, jednakże jest to celowy zabieg. Wszakże produkcja ta, to nic innego jak istna parodia D&D, co świetnie komponuje się z szalonym i pokręconym światem “głównej” serii. Mamy w tym przypadku typową walkę ze złem, gdzie nikczemny Smoczy Lord chce przejąć władzę nad światem, a tylko my jesteśmy w stanie go powstrzymać.
Sprawdź też: Premiery gier 2022 – w które będzie warto zagrać? (PC, PS4, PS5, Xbox, Switch)
Najważniejsza zasada – brak zasad!
Brzmi banalnie? No i jest banalnie. Dlatego też tak łatwo jest się zanurzyć w tej produkcji. No i czym byłby Borderlands bez dziwacznych zadań pobocznych? Tych jak zwykle nie brakuje i choć to zazwyczaj jest zwykłe „pójdź, zabij, pozamiataj”, tak ze względu na absurdalność niektórych historii, aż trudno się im oprzeć.
Niektóre z nich wykonuje się na czymś w rodzaju mapy gry (do tego jeszcze wrócę!), ale zdecydowana większość jednak odbywa się w klasyczny sposób. Raz wspomożemy gobliny w rewolucji dotyczącej podziału klas, kiedy indziej zajmiemy się eksterminacją tych stworów, bo zalegają w ogródku
Najpiękniejsze jest we wszystkim to, że momentami poważnie można się poczuć, że jesteśmy w trakcie sesji RPG. Te często, szczególnie na początku, są naprawdę chaotyczne – ciągle zmieniające się reguły i zasady, czy też totalnie losowe wydarzenia. To wszystko ma też miejsce w Tiny Tina’s Wonderlands.
Prawdziwe cmentarzysko na dnie oceanu? Proszę bardzo. Statek, który okazał się wielką rakietą, co odkryła m.in. wcześniej wspomnianą placówkę? Też jest. Głodny gracz upuścił chrupka na planszę? To przecież starożytna bariera. Totalna abstrakcja oraz nietuzinkowy humor – coś, do czego nas już Borderlands zdążyło przyzwyczaić.
Ogniem (dosłownie!) i mieczem w stylu Final Fantasy
Skoro uzgodniliśmy już, że fabularnie, choć sztampowo, to jest oryginalnie, to pora nieco skupić się na samej rozgrywce. Powtórzę się – Tiny Tina’s Wonderlands to nic innego, jak Borderlands w nieco innym klimacie. Nie ma co oczekiwać po tym tytule rewolucji. Jednak ewolucja, to już inna kwestia, bo jednak trochę tych zmian Gearbox wprowadził. W tym, chociażby wcześniej wspomnianą mapę świata. O co z tym chodzi?
Po krótkim wprowadzeniu, my, jako gracze, zostajemy wrzuceni na pewnego rodzaju planszę, która zowie się Wonderlands Overlord! Jej eksploracja przywodzi na myśl takie tytuły jak właśnie Final Fantasy czy nawet Pokemon. Biegając naszymi karykaturami, napotykamy po drodze na ciągle pojawiających się przeciwników, wykonujemy pomniejsze zadania poboczne,, zdobywamy złoto itp.
Niby nic wielkiego, ale jednak urozmaica gameplay, szczególnie w przypadku takiej gry, jak ta. Wszakże nie na co dzień spotyka się takie połączenia. Mimo wszystko nie ukrywam, że czasami potrafiło być to męczące, dlaczego?

Sprawdź też: Historia serii gier Borderlands — najważniejsze informacje o kultowej strzelance z komiksową grafiką i mnóstwem broni
Bowiem kiedy jakiś nikczemnik nas dosięgnie, to odpala się encounter. Początkowo wydawało mi się to super, lecz po jakimś czasie zaczęło to nieco nużyć. To takie potyczki rodem z wyżej wspomnianych produkcji jPRG, tylko zamiast walk turowych, biegamy po małej arenie i eliminujemy oponentów. Szkoda tylko, że dokładnie to samo robi się podczas głównego wątku i side questów.
Dlatego uważam, że właśnie te encountery aż prosiły się o zrobienie z nich turówki – byłąby to ogromna zmiana, która znacząco urozmaiciłaby rozgrywkę. Możliwe, że rozwój postaci stałby się w tym momencie dużo bardziej chaotyczny, ale to też przecież nie pierwszyzna w tej franczyzie. Szczególnie że w przypadku do głównej serii – w Tiny Tina’s Wonderlands nieco obcięto możliwości pod tym względem, ale o tym za moment.
Masz mój miecz, mój topór oraz mój karabin
Jeżeli chodzi o „główną” rozgrywkę, to tutaj wjeżdza stary, dobry Borderlands, ale na sterydach. Przez większość gry przede wszystkim będziemy biegać i strzelać z przeróżnych wymyślnych pukawek. ALE! Nie obyło się bez zmian! Tym razem zamiast granatów, używać będziemy…magii! Nie możesz się doczekać Hogwarts Legacy? Bierz Tiny Tina’s Wonderlands. Tym sposobem eksterminować wrogów można nie tylko nabojami, ale też kulami ognia, błyskawicami, czy bryłami lodu.
Kolejną większą-mniejszą zmianą jest rezygnacja z „gotowych” bohaterów, a kreacja własnego. Do dyspozycji jest 6 klas, które na papierze wyglądają super zróżnicowanie, ale na dobrą sprawę różnią się głównie ilością zwiększonych obrażeń poszczególnymi typami broni. Szkoda! Szczególnie kiedy mamy do czynienia z kimś, kto powinien walczyć głównie w zwarciu. Niestety ze świecą szukać tu czegoś pokroju Chivalry, bo np. toporem wymachuje się dalej poprzez wciśnięcie prawego analoga.
W pewnym momencie dochodzi możliwość wyboru drugiej klasy bohatera, jeżeli stwierdzimy, że potrzebujemy zmiany. Niestety staje się to zdecydowanie za późno i najzwyczajniej w świecie nie ma to wtedy większego sensu. Dlatego też można zaryzykować stwierdzeniem, że przez całą grę rozwija się wyłącznie jedno drzewko umiejętności, a nie 3, tak jak to było do tej pory. Może to i lepiej?
Sprawdź też: Największe premiery gier na marzec 2022 (PC, PlayStation, Xbox, Switch)
Jednak w Tiny Tina’s Wonderlands dodano też możliwość ładowania punktów w konkretne atrybuty! Jakkolwiek rozbudowuje immersję tej rozgrywki w stylu RPG. Jeżeli jednak oczekujecie możliwości wykorzystywania dwóch umiejętności jednocześnie, czy chociażby ich modyfikatorów, które zostały wprowadzone w trójce, to niestety nie mam dla was dobrych wieści.
JEDNAKŻE! Kończąc wątek fabularny, nie oznacza to, że możemy już wywalić grę z dysku, bo nie ma co robić. W endgame wjeżdża system Chaos Chambers, czyli serię lochów, w których poziom trudności stopniowo się zwiększa. Po wbiciu 40 poziomu odblokowuje się także tzw. Myth Rank, czyli możliwość rozwoju herosa o kolejnej specjalizacji. No i zawsze można przejść grę jeszcze raz, tylko używając zupełnie innego stylu rozgrywki. Na nudę narzekać na pewno nie można!

Nie wszystko jest takie kolorowe, a może jednak?
Najlepsze w tym wszystkim jest to, że mam dylemat co do pewnego zjawiska w Tiny Tina’s Wonderlands. Otóż w pewnym momencie, gra wręcz wymusza na nas robienie misji pobocznych, bo okazuje się, że na główne mamy za mały poziom (nie wiem, czy tak samo jest w przypadku gry solo, bowiem całość ukończyłem w co-opie).
Na początku wydawało mi się to mocno uciążliwe, bo wszakże ileż można! Z drugiej strony – inaczej pewnie połowę z nich bym pominął i wrócił do nich nie wiadomo kiedy. Co by nie mówić – spora ich część jest też rozbudowana tak bardzo, jak questy z „właściwej” fabuły, dlatego ostatecznie cieszę się, że właśnie tak wyglądał przebieg mojej rozgrywki. Choć pewnie nie każdy podejdzie do tego w ten sposób, co ja.
Piękne widoki, muzyka kojąca uszy oraz problemy techniczne?
To, co uwielbiam w Borderlands, to niestarzejąca się szata graficzna. Gry te nie należą do najpiękniejszych, ale ze względu na swoją cel-shadingową oprawę, to nie ma większej różnicy, czy odpalimy pierwszą część cyklu, czy właśnie Tiny Tina’s Wonderlands. To jest dosłownie interaktywny komiks, który zawsze będzie cieszyć moje oko.
Jeżeli znudził wam się już ten postapokaliptyczny świat Borderów, to pokochacie Tinę. Zmiana klimatu to strzał w dziesiątkę! Wykreowana kraina jest naprawdę świetna i różnorodna – zarówno pod względem widoków, jak i postaci oraz oponentów pojawiających się na drodze. Jest naprawdę bajecznie.
To samo tyczy się ścieżki dźwiękowej. Ta za to spodobała mi się dużo bardziej, niż w Borderlandsach (która przecież sama w sobie też była super!). Po prostu ubóstwiam takie iście folkowe klimaty – kolejny element, który pogłębia poczucie immersji. No i samo udźwiękowienie jak zwykle top! Aktorzy ponownie odwalili kawał świetnej roboty, użyczając swoich strun głosowych tym iście pokręconym bohaterom. Szkoda tylko, że seria od Gearbox ma jakieś lokalizacyjne fatum w naszym kraju – ponownie nie ma mowy o, chociażby polskich napisach.

Jak już o nich zresztą mowa, to przyczepię się, że brakowało mi opcji, która była obecna na pewno w trzeciej części. Chodzi o to, żeby wyświetlały się one zarówno na górnej części ekranu, jak i dolnej. Bohaterowie paplają sporo, więc jak ktoś gra w CO-OPie i nie czuje się na tyle pewnie, aby wychwycić wszystko ze słuchu, to może mieć mały problem.
Pokręcić nosem można także na optymalizację tytułu. Nie mam pojęcia, jak to wygląda w przypadku Xboxa czy też PC, ale na PS5 czasami zdarzały się dość mocne przycinki. Szczególnie w przypadku myszkowania po menu itp. Po prostu momentalnie trafiał się totalny freeze i chwilę później puszczało. Tak, to ogólnie nie odnotowałem większych spadków w FPSach podczas gry.
Czy warto było szaleć tak? Podsumowanie!
Przechodząc do meritum – czy warto zainteresować się Tiny Tina’s Wonderlands? Po powyższej lekturze raczej nie potrzeba odpowiedzi na to pytanie. Fanom Borderlands prawdopodobnie nawet nie mam potrzeby rekomendować tej gry. Osobom spoza tego kręgu mogę przekazać tylko, że to rewelacyjny loot-shooter, mocno zahaczający o elementy RPG, pełen absurdalnego humoru i ze wspaniale wykreowanym światem.
Pomimo nieco ukrojonych możliwości rozwoju, to opcji customizacji jest od groma. Sama rozgrywka na tyle rozbudowana, żeby mieć dalej chęci i siły wracać do gry nawet po jej przejściu. Zapewne już niedługo doczekamy się pierwszych DLC i miejmy nadzieję, że poszczególne update tylko bardziej przedłużą żywotność tej produkcji.
Swoją drogą – jeżeli po rozgrywce tak jak ja nabraliście ochoty na PRAWDZIWĄ rozgrywkę w Bunkers & Badasses, to wiedzcie, że takowa istnieje naprawdę! Cena może nie zachęcać (komplet to około 700-800 zł), ale przy najbliższej okazji na pewno się skuszę. Szkoda, że pewnie zupełnie jak produkcje Gearboxu – polskiej lokalizacji raczej nie ma co oczekiwać.

Podsumowanie:
Tiny Tina’s Wonderlands jest niczym kotlet odgrzany przez samego mistrza kuchni – to dalej stary dobry Borderlands, ale w zupełnie nowym wydaniu, pełnym wszelakich nowości – począwszy od przeniesienia się w klimaty fantasy, przez magię, po podróżowanie na pseudo makiecie. Gratka zarówno dla fanów serii od Gearbox Software, ale też świetny tytuł dla osób, które wcześniej nie miały z nią styczności.
OCENA: 9/10
Kopię do gry na PS5 do recenzji otrzymaliśmy od polskiego wydawcy gry CENEGA