Ghostwire Tokyo playstation

Recenzje

21.03.2022 14:56

GhostWire: Tokyo – recenzja gry. Pogromcy duchów w natarciu

Gry
29
0
0
29
0

GhostWire: Tokyo, najnowsze dziecko Tango GameWorks, twórców np. The Evil Within, już za chwilę ujrzy światło dzienne. Ja tę przygodę mam już za sobą. Jak wypada ten czasowy exclusive na PS5? 

Nie ukrywam, że z niecierpliwością czekałem na ten tytuł i to z kilku powodów. Pierwszym był na pewno ten, że nad grą czuwał Shinji Mikami. Człowiek ten był odpowiedzialny za kilka tytułów, które są w mojej ścisłej topce – Resident Evil, Devil May Cry, God Hand czy właśnie The Evil Within. Raczej oczywiste, że po GhostWire: Tokyo oczekiwałem podobnego poziomu.

Po drugie setting – opuszczone Tokio, duchy, magia. Cała ta doza tajemniczości związana z tym tytułem, trailery i materiały reklamowe, z których klimat wyciekał niczym rzeki podczas powodzi tysiąclecia. No trudno było się nie podjarać tą produkcją. No i w końcu ją otrzymałem, ale zapał nieco opadł. Co się stało? 

ghostwire tokyo tryb foto
Nowa gra Tango Gameworks jest szalenie pokręcona – to dobrze!

GhostWire: Tokyo – cóż to za dziwaczny twór? 

Warto zaznaczyć, że GhostWire: Tokyo to nie tytuł dla każdego. Jeżeli do tej pory nie przekonaliście się do japońskich dziwactw, to raczej nowa gra Tango GameWorks Was do tego nie przekona. Ja całe szczęście czuję się dość swobodnie „w tych kręgach”, więc czerpałem mnóstwo radochy z tego, co najlepsze w tej produkcji. Ta fabuła, wykreowany świat i mroczny klimat niezwykle przypadły mi do gustu. Zdecydowanie czuć w tym wszystkim rękę Mikamiego, który po raz kolejny stworzył coś wyjątkowego. 

GHOSTBUSTERS! Porywająca historia, tajemnicze Tokio i duchy 

Zabrzmiał Wam w głowie ten legendarny utwór muzyczny? Sympatyczny, rytmiczny, przyprawiający o uśmiech na ustach – zupełnie na odwrót niż historia GhostWire: Tokyo. Tam pełno smutku i tragedii, a ja czułem się, jakby cały czas ktoś kopał mnie w nerki i jeszcze czerpał z tego chorą przyjemność. Obydwa tytuły traktują temat pogromców duchów na zupełnie innym poziomie – o co konkretnie chodzi w tej grze?

Tokio otoczyła tajemnicza mgła, jego mieszkańcy praktycznie wyparowali, a w centrum tego wszystkiego jest Akito. Nasz główny bohater, którego w wyniku pewnych wydarzeń opętuje duch, który okazuje się… pogromcą duchów! O ironio. Dobrze się składa, że panowie mają mniej więcej ten sam cel – dorwać nikczemnika, który zowie się Hannya. 

Oczywiście dorwanie go nie będzie takie proste. Poza spowijającym miasto obłokiem na drodze staną nam przeróżne kreatury. Jedne są istną wariacją Slendermana, inne to uczennice bez ciał, a znajdą się też takie z wielkimi nożycami, którymi będą próbować nas zdekapitować. 

To jak sobie poradzić z tymi stworzeniami? Karabinem? Bronią białą? Nic bardziej mylnego! Nasz przyjaciel „duch” nauczy Akito sztuki magii – tym sposobem będziemy dosłownie tkali za pomocą przeróżnych żywiołów. Taki mix Bioshocka z Doktorem Strange

No dobra, będzie dostępna aż jedna broń – łuk. Ten jednak niejednokrotnie okaże się bardzo przydatny, szczególnie w pewnym momencie, ale że nie jestem fanem spoilerowania, to oszczędzę Wam szczegółów. 

ghostwire tokyo gameplay
Żeby usunąć mgłę, musimy oczyścić tzw. bramy Tori – pełno ich w mieście

Intryga, klimat i świat, które zachwycają – najmocniejsze strony GhostWire: Tokyo

Jeżeli miałbym wskazać największe plusy nowej gry Tango GameWorks, to bez zastanowienia wskażę klimat i fabułę. Historia już od samego początku jest niezwykle angażująca i bardzo łatwo wpaść w tryb „jeszcze tylko jednej misji”. Z wielką ochotą łaknąłem odkrywać coraz to kolejne karty tej paranormalnej intrygi. 

Wszystko jest nieźle pokręcone i pełne zaskakujących zwrotów akcji. GhostWire: Tokyo do samego końca potrafi zaskoczyć i pod tym względem nie potrafi zanudzić. Uwielbiam ten mrok i napięcie towarzyszące temu tytułowi, to poczucie zagubienia. 

Sprawdź też: Premiery gier 2022 – w które będzie warto zagrać? (PC, PS4, PS5, Xbox, Switch)

Świetnie też rozpisano relacje pomiędzy bohaterami, choć na pierwszy rzut oka wydaje się to wszystko takie prozaiczne. Jednak produkcje z kraju kwitnącej wiśni już niejednokrotnie wycisnęły z „prostych” postaci ogromną głębię – tak samo stało się w tym przypadku.

Ze względu na swój setting i charakter półotwartego świata czuję, że gra będzie pod pewnymi względami przyrównywana do serii Yakuza. Dlaczego? Bo nie samym głównym wątkiem człowiek żyje – eksploracja Tokio oraz wspomaganie tamtejszej społeczności to ważne elementy tych produkcji. 

Obydwie czerpią z japońskiego folkloru pełnymi garściami, czasem nieco nabijając się z pewnych przekonań i zwyczajów. Choć mrok i smutek to wręcz synonimy do GhostWire: Tokyo, tak nie brakuje też humoru, czasem wręcz absurdalnego. Za to właśnie kocham gry Ryu Ga Gotoku i aż szkoda, że Tango Gameworks nie poszło podobnym krokiem. 

Eksploracja, znaczniki, walka i jedna wielka monotonia

Niestety, choć wykreowany świat i historia są naprawdę godne wielu nagród, tak nie będę owijał w bawełnę – sama rozgrywka prezentuje się naprawdę średnio. Otrzymujemy wprawdzie otwarty świat, ale jest on po prostu pusty. Tyle dobrze, że spora część jest przyblokowana przez mgłę, którą musimy oczyszczać w specjalnych miejscach. 

Poza misjami głównymi przede wszystkim będziemy latać od znacznika do znacznika – albo by oczyścić bramy tori, albo po zadania poboczne. Czasem odwiedzimy sklepikarzy – urocze lewitujące kociaki! W międzyczasie za pomocą papierowego origami będziemy absorbować duchy i wysyłać je w odpowiednie miejsce za pomocą budek telefonicznych.

Sprawdź też: Największe premiery gier na marzec 2022 (PC, PlayStation, Xbox, Switch)

Za pomocą skrzydlatych kreatur Tengu będziemy mogli przyciągać się, by dotrzeć w wyższe miejsca, a po drodze też często natrafimy na luzem chodzących przeciwników. I wszystko to w kółko i w kółko. Niestety sama walka też się nie broni – zamysł jest świetny, choć mam nieodparte wrażenie, że dużo bardziej sprawdziłby się jako gra VR. 

Choć z czasem odblokowujemy dużo więcej umiejętności, tak starcia z czasem bywają wręcz uciążliwe. W przypadku niektórych oponentów trzeba pomyśleć, jak w ogóle ich podejść, ale to nie wystarczy. Na dystans walka potrafi zanudzić, a z bliska nie bardzo mamy, jak się bronić. Osobiście uważam, że jakiś kunai/katana i machanie nimi w stylu Shadow Warrior mogłoby naprawdę zrobić robotę. Dobrze, że chociaż możemy bawić się w skrytobójców. 

Warto również wspomnieć, iż za pomocą pewnej umiejętności staniemy się drugim Batmanem, istnym Sherlockiem Holmesem, który widzi dosłownie wszystko i wszystkich. Łącznie z trasą, którą ktoś podążał. Prawie jak sokoli wzrok w Assassin’s Creed!

ghostwire tokyo cena
Poza samą walką, będzie trochę „detektywowania”

Punkty umiejętności oraz garderoba – Pimp my Akito! 

GhostWire: Tokyo zahacza o elementy RPG – wyrywanie rdzeni i odsyłka duchów obfituje w punkty doświadczenia zwiększające nasz poziom. W momencie, kiedy tylko wbijemy nowy level, to możemy nieco ulepszyć naszego herosa. Poza tym w naszym rozwoju pomogą nam także rozstawione po całym mieście statuetki Jizo. No i najważniejsze…w grze można głaskać i karmić pieski! Czworonogi za to często zabiorą nas do przeróżnych miejsc, gdzie czekać na nas będzie jakaś nagroda.

Poza samymi skillami naszego Akito też będzie można odpicować! Znudziły Ci się podstawowe ciuchy? Zmień je! Choć zobaczysz je tylko podczas cutscenek albo w trybie foto – ten niestety wypada dość biednie, ale mogło być gorzej. 

Next-gen? Tak i nie – jak GhostWire: Tokyo wypada pod kątem technicznym?

PlayStation 5 i Xbox Series X | S są już na rynku od jakiegoś czasu, ale niestety prawdziwych tytułów „next-genowych” jest tyle, co kot napłakał. Mimo wszystko zdążyliśmy już nieco poznać możliwości nowych konsol, chociażby dzięki świetnemu Ratchet & Clank: Rift Apart. Właśnie dlatego miałem po GhostWire: Tokyo spore oczekiwania, które po części zostały spełnione. 

Zacznę od tej mniej przyjemnej części – grafiki. Choć Ray Tracing działa cuda, gra świateł jest super, a design przebrzydłych kreatur niesamowity, tak graficznie jest to tytuł, który bez problemu mógłby ruszyć na PlayStation 4, a nawet tam nie brakowało tytułów, w których chociażby główni bohaterowie byli o wiele lepiej zrobieni (chociażby w Yakuza: Like a Dragon!). Choć to „przybysze” (tak nazywają się nasi przeciwnicy) są bez twarzy, tak trudno też wyczuć jakieś emocje z tych naszych niby ludzi. Jestem ciekaw, czy na PC będzie jakaś znacząca różnica w poziomie.

ghostwire tokyo pieski
Najważniejsze – w grze można głaskać pieski. Niestety, jak widać graficznie nie zachwycają

Za to pod każdym innym względem? Nie mam najmniejszych zastrzeżeń, ba! Twórcy praktycznie w pełni wykorzystują możliwości DualSense – tradycyjnie adaptacyjne triggery i haptyczne wibracje robią niesamowitą robotę. Poza tym rzadko kiedy spotyka się, żeby ktoś pomyślał o Touchpadzie. W GhostWire: Tokyo możemy na nim tworzyć pieczęcie, dzięki którym m.in. uwalniamy dusze. 

Sama gra chodzi bez przycinek, przynajmniej nie przypominam sobie, żebym w którymś momencie miał jakiś konkretny spadek płynności. Do dyspozycji jest aż 6 trybów graficznych – oczywiście podstawowe to wydajność i jakość, a pozostałe różnią się tylko tym, że możemy odblokować limit klatek oraz vsync. Tylko należy pamiętać, że bez odpowiedniego monitora/telewizora ich po prostu nie wybierzemy. 

ghostwire tokyo ps5
Powitajcie jednego z osiedlowych sklepikarzy!

Podsumowanie – to jak jest z tym GhostWire: Tokyo?

Jak już wspominałem – GhostWire: Tokyo to nie jest gra dla każdego. Z jednej strony trochę się zawiodłem pustym światem i monotonią rozgrywki, a z drugiej od samego początku historii wciągnąłem się tak, że trudno było mnie oderwać od konsoli. Choć jeszcze wszystkich side-questów nie wykonałem, tak ukończenie tego tytułu zajęło mi około 20 godzin, czyli mniej więcej tyle, co zakładali twórcy. 

Choć większość gry to faktycznie skakanie po znacznikach, to zadania poboczne są zazwyczaj niezwykle ciekawie, nawet jeżeli są wtórne, tak historia im towarzysząca jest równie ciekawa, co główny wątek. Raz uratujemy ducha dziecka przed złym Kappą, innym razem oczyścimy łaźnię, a kiedy indziej… odnajdziemy zaginionego szopa. 

Na pierwszy rzut oka nowa gra Tango Gameworks może wydawać się kolejną zwyczajną przygodówką z otwartym światem, ale jej niezwykły klimat i fabuła, która jest swoistym miksem Resident Evil, Paranormal Activity i Bioshocka, sprawiają, że jest to gra, której nie da się porównać z żadną inną.

To kawał intrygującej opowieści, którą każdy fan japońskich produkcji powinien poznać. Warto w tym przypadku przymknąć oko na pewne niedoróbki, bo nawet jeżeli taka walka, choć z czasem nieco nudnawa, to „cieszy” swoją oryginalnością. Shinji Mikami wraz z ekipą ponownie stworzyli ciekawy i oryginalny tytuł, brawo!

Podsumowanie:
GhostWire: Tokyo to kawał naprawdę wciągającej i klimatycznej gry, która niestety tez nie przypadnie każdemu do gustu. Intrygująca historia i świetnie wykreowany świat są nieco przyćmiewane przez naszpikowaną znacznikami mapę i nieco wtórny gameplay. Mimo wszystko – jak lubicie japońskie klimaty, to pozycja must have.

OCENA: 7/10

Kopię do gry na PS5 otrzymaliśmy do recenzji od Bethesda Polska

29
0

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *