Monster Hunter: Wilds ma rozmach. Bez dwóch zdań. Na najnowszą odsłonę tej kultowej już serii czekałem z wypiekami na twarzy, a czy było warto? Cóż – po odpowiedź na to pytanie zapraszam poniżej 🙂
Seria Monster Hunter zdecydowanie odcisnęła piętno na świecie gamingu. Produkcje, w których gracze wcielają się w łowców potworów i eksplorują bogate, otwarte światy, by zdobywać surowce, ulepszać ekwipunek i mierzyć się z coraz groźniejszymi stworzeniami zgarnęły uznanie wielu internautów. W tym moje.
Po ogromnym sukcesie Monster Hunter: World oraz Monster Hunter Rise, w które zresztą zagrywałem się długimi godzinami, Capcom wprowadza na rynek kolejną odsłonę – Monster Hunter: Wilds. Czy spełniła ona moje oczekiwania? Spoiler – jeszcze jak!

Monster Hunter: Wilds – ta gra ma…fabułę?
Seria Monster Hunter nigdy nie słynęła z porywających historii. Każda odsłona podąża według dobrze znanego schematu – coś zaburza równowagę ekosystemu w danym regionie, a zadaniem gracza i jego towarzyszy jest wyeliminowanie szeregu rozjuszonych potworów, zanim na jaw wyjdzie istnienie gigantycznego stworzenia, które stoi za całym zamieszaniem. Nie ma co się oszukiwać – nikt nie grał w te gry dla fabuły.
To, co przyciągnęło zarówno mnie, jak i wielu innych, to te wielkie, majestatyczne bestie i pełne napięcia starcia z nimi. Do tego dogrywająca im zapierającą dech w piersiach orkiestralna ścieżka dźwiękowa, wynosząca każdą część serii ponad przeciętną narrację. Ta satysfakcja, która płynęła z każdego wygranego starcia, a niektóre potrafiły być naprawdę długie.
Sprawdź też: Premiery gier. W co warto zagrać w tym roku?
Wspominam o tym, bo jeśli masz jakiekolwiek doświadczenie z tą serią, to pewnie zadziwi Cię fakt, że Monster Hunter Wilds… posiada nawet angażującą historię. Oczywiście nie jest to poziom jakiegoś Final Fantasy czy innej Persony, ale zdecydowanie jest różnica względem poprzednich odsłon. Fabuła w końcu ma jakieś znaczenie i naprawdę świetnie komponuje się z tymi wszystkimi, epickimi starciami.
Wszystko rozpoczyna się od dramatycznej sceny – młody chłopiec, Nata, ucieka ze swojej wioski, niszczonej przez mityczną bestię zwaną Białym Widmem. Wkrótce trafia pod opiekę gracza i jego drużyny łowców. W centrum narracji stoi nie tylko próba bezpiecznego sprowadzenia chłopaka do domu, ale również rozwikłanie zagadki, co tak naprawdę sprowokowało bestię do ataku.
Aby polować na stwory, należy zebrać drużynę!

W trakcie przygody dołączają do ciebie zaskakująco barwne postacie. Jest Gemma – kowalka dbająca o twoje uzbrojenie i pancerz, Olivia – łowczyni, która czasem wspiera cię na polowaniach swoim ogromnym młotem, oraz Erik – badacz, który w typowym dla naukowców stylu bywa tak pochłonięty odkrywaniem nowych ekosystemów, że zapomina o własnym bezpieczeństwie. Do ekipy dołączają również młody Nata oraz Alma – twoja opiekunka i zarazem archeolożka, która pełni rolę głównej interpretatorki tutejszej historii i legend.
To naprawdę solidna ekipa, w której każda postać wyróżnia się własnymi cechami i charakterystycznymi nawykami, sprawiając, że łatwo ich zapamiętać. Nawet jeśli nie są wybitnie złożonymi personami. Wszystkie te osoby mają swoje pięć minut w fabule, dostając przynajmniej jedną ważną scenę, w której mogą zabłysnąć. Jednak ci, którzy poświęcą czas na rozmowy między misjami, odkryją ich bardziej osobistą stronę – marzenia, ambicje i pragnienia, które nadają im dużo większej głębi. Pod koniec gry trudno nie poczuć pewnej nostalgii, patrząc na obozowisko pełne tych nieco ekscentrycznych, ale niezwykle sympatycznych towarzyszy.
Na tle poprzednich odsłon Monster Hunter Wilds wyraźnie bardziej skupia się na wpływie twojej gildii łowieckiej na otaczający świat – zarówno na ekosystem, jak i na zamieszkujące go społeczności. Twoja rola w zakazanych ziemiach nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. To, co dla ciebie jest nowym, nieodkrytym terytorium, dla miejscowych stanowi dom od pokoleń. Obserwowanie interakcji tych dwóch światów zostało przedstawione z nieoczekiwaną wrażliwością i głębszym przesłaniem.
Mieszanka powagi z absurdem
Mimo wszystko – to jednak wciąż Monster Hunter, więc nie zabrakło typowej dla serii dawki absurdu. Ledwie godzina mija od dramatycznej sceny, w której dziecko ucieka z płonącej wioski, a już oglądasz komiczną gonitwę wielkiego ptaszyska ścigającego bandę kotów. Monster Hunter Wilds sprawnie żongluje tonem – od pełnej powagi i emocji, przez spektakularne sceny akcji, aż po momenty ocierające się o czysty horror. Coś, w czym developerzy z Kraju Kwitnącej Wiśni są prawdziwymi mistrzami. Historia prowadzi cię przez różnorodne biomy zakazanych ziem, od wioski do wioski, gdzie rozwiązujesz lokalne problemy z potworami. Fabuła oferuje kilka zaskakujących zwrotów akcji, a finał? Wręcz nie byłem pewny, czy aby na pewno dalej gram w MH!
To, co łowcy lubią najbardziej

Jednym z kluczowych usprawnień w Monster Hunter: Wilds jest płynna eksploracja olbrzymiego otwartego świata, w którym nie ma podziału na odrębne lokacje. Różnorodność biomów jest imponująca – od rozległych pustyń, przez gęste lasy, po skaliste urwiska i bagna. Każde z tych miejsc ma unikalne cechy, które wpływają na rozgrywkę i zachowanie potworów.
Wielką nowością jest dynamiczny system pogodowy oraz cykl dnia i nocy. Pogoda może nagle się zmienić, co wpływa na agresywność potworów oraz dostępność surowców. Dodatkowo każdy potwór ma unikalne zachowania w zależności od pory dnia, co wymusza elastyczność w planowaniu polowań.
Jak o polowaniach mowa – Capcom wprowadził szereg poprawek do systemu walki, czyniąc go bardziej dynamicznym i elastycznym. Jedną z największych zmian jest dodanie możliwości lekkiego przesunięcia się w trakcie wykonywania ataków. Wcześniej każde uderzenie wymagało pełnego zobowiązania i kończenia animacji, ale teraz, trzymając lewy drążek podczas combosów, można nieco dostosować pozycję, co ułatwia unikanie ciosów i precyzyjne trafianie w słabe punkty potworów.
Wprowadzono również opcję przenoszenia drugiej broni na Seikrecie. Oznacza to, że podczas polowania można zmieniać broń w locie, co pozwala dostosować styl walki do sytuacji. Przykładowo, można nosić dwa longswordy o różnych efektach żywiołowych lub zestawić longsword ze switch-axem dla większej elastyczności w walce. Ta zmiana rewolucjonizuje podejście do walki, dodając większą swobodę i strategiczną głębię.
Focus Mode i mechanika ran

Nową funkcją w Monster Hunter: Wilds jest Focus Mode, pozwalający ręcznie celować atakiem. Wcześniej zmiana kierunku ataku wymagała przerywania combosów, teraz wystarczy przytrzymać L2 i obracać kamerą, a postać stopniowo zmieni kierunek ataku.
Najważniejszym elementem Focus Mode jest mechanika ran – po kilku ciosach w jeden punkt ciała potwora zostaje on zraniony, co można wykorzystać do wykonania Focus Strike. Jest to potężny finisher, który zadaje ogromne obrażenia i może ogłuszyć przeciwnika. System ten pozwala jeszcze bardziej świadomie celować w części ciała potworów, eliminując ich kluczowe atuty – np. odcinając ogon, można unikać groźnych ataków z jego użyciem.
Godzilla vs Kong? Nah, wolę Monster Hunter: Wilds!
Walki z potworami nabrały bardziej filmowego charakteru. Niektóre fabularne starcia mają epicki rozmach, jak walka ze smokiem w samym sercu burzy piaskowej, podczas której trzeba jednocześnie unikać ataków dzikich bestii. System interakcji między potworami, zapoczątkowany w Monster Hunter: World, tutaj osiąga nowy poziom – potwory nie tylko walczą między sobą, ale też mogą reagować na środowisko w nieprzewidywalny sposób.
Sprawdź też: Monster Hunter Rise – cena, gameplay, recenzja
Otoczenie jest teraz jeszcze bardziej zintegrowane z rozgrywką. Można używać elementów terenu do zastawiania pułapek np. podcinać liany, by zrzucić ciężkie skały na potwora, lub zwabiać bestie w bagno, by spowolnić ich ruchy.
Dodatkowo dynamiczne warunki atmosferyczne wpływają na walkę. Burze mogą ograniczyć widoczność, silne wiatry spowodować trudności z poruszaniem się, a deszcze zwiększyć aktywność niektórych gatunków potworów. Zrozumienie tych mechanik jest kluczowe do skutecznych polowań.
Jest na czym oko zawiesić – Monster Hunter: Wilds od strefy wizualnej

Monster Hunter: Wilds to naturalnie najlepiej wyglądający tytuł z serii, przenosząc świat gry na nowy poziom realizmu i immersji. Pod względem wizualnym produkcja prezentuje się absolutnie oszałamiająco. Każdy odwiedzany biom ma swoją unikalną tożsamość. Podobne wrażenie można było odnieść w World i Rise, ale tutaj dzika fauna nie tylko istnieje w tle, lecz aktywnie oddziałuje na otoczenie. Roślinożercy poruszają się w stadach, pasą się na trawiastych równinach, zatrzymują przy strumieniach, by ugasić pragnienie. Warunki atmosferyczne też dają o sobie znać. Burze piaskowe ograniczają widoczność, a deszcze sprawiają, że ziemia staje się błotnista, utrudniając poruszanie się zarówno graczowi, jak i potworów. Świat gry przypomina prawdziwy ekosystem, a nie jedynie zestaw poziomów do zaliczenia.
W ruchu gra wygląda naprawdę ślicznie, a designy wszystkich bohaterów, zupełnie jak oni sami – zapadają w pamięci. Na początku nieco obawiałem się tylko, iż mogą występować problemy z optymalizacją, ale na szczęście nie mam się do czego przyczepić. Gra działa bez zarzutu na moim podstawowym PS5, a do wyboru są trzy tryby graficzne: Fidelity, Balanced i Performance. Dodatkowo można niezależnie ustawić limit klatek na sekundę – na 30, 60 lub bez ograniczeń.
Warto też wspomnieć o samej ścieżce dźwiękowej, ale tutaj nie ma co się rozpisywać. Ta jak zwykle stoi na najwyższym poziomie. Orkiestrowe kompozycje doskonale budują atmosferę, dostosowując się do akcji na ekranie. Spokojne melodie towarzyszą eksploracji, podczas gdy intensywne, epickie utwory wypełniają starcia z największymi potworami.
Efekty dźwiękowe są równie imponujące. Każdy ryk potwora, odgłos ostrza uderzającego o pancerz czy szum wiatru w pustynnym kanionie brzmi naturalnie i dodaje immersji. Szczególnie kiedy gramy na słuchawkach i wykorzystamy dobrodziejstwa dźwięku przestrzennego.
Czy jest coś, co mi w ogóle nie podeszło?
Pisząc ten tekst cały czas zastanawiałem się, czy jest w ogóle coś, do czego mogę się przyczepić. Jako oddany fan serii jestem w pełni usatysfakcjonowany produktem, jakim obdarowało nas Capcom. Tylko właśnie – ja doskonale znam tę markę i wiem czego od niej oczekiwać. Co jednak z osobami, które do tej pory styczności z nią nie miały? Twórcy od lat próbują zachęcić do Monster Huntera coraz większe grono graczy. World i Rise poczyniły ku temu największe kroki, a Wilds to najbardziej przystępna, dopracowana pod względem mechanik, ambitna narracyjnie i wizualnie zachwycająca odsłona serii.
Tylko jednak… to dalej jest dość specyficzny tytuł, od którego bardzo często bije „japońszczyzną”. Choć dla mnie jest to jak najbardziej zaleta, tak znam wiele osób, które coś takiego odrzuca. Niemniej, nie traktowałbym tego, jako wadę. Jednak Capcom świadomie dobiera swój target i tym tworem, wstrzelił się w niego w dziesiątkę.
Czy warto zagrać w Monster Hunter: Wilds?

Monster Hunter: Wilds nie tylko spełnił moje oczekiwania, ale wręcz je przekroczył. Tytuł ten to spory krok naprzód dla serii. Capcom nie tylko usprawnił dobrze znane elementy serii, ale także wprowadził świeże pomysły, które znacząco wpływają na sposób, w jaki gracze angażują się w świat gry. W końcu fabuła nie jest pretekstowa, a wszyscy bohaterowie są ciekawi. Do tego nowe systemy, takie jak Focus Mode i mechanika ran, dodają warstwę strategicznej głębi do polowań. Do tego możliwość zmiany broni w locie pozwala na większą elastyczność w podejściu do różnych starć. Również większy nacisk na dynamiczne warunki atmosferyczne sprawia, że każda wyprawa może dostarczyć unikalnych wyzwań.
Dla fanów serii – pozycja obowiązkowa. Dla reszty? Wilds jest obecnie najlepszą odsłoną, aby sprawdzić, czy te całe polowania są w ogóle dla nich. Walki z tymi wielkimi stworami nigdy nie były tak emocjonujące. Z wielkim optymizmem czekam na rozwój nie tylko tej części, ale i wypatruję następnej odsłony, zaciekawiony, co twórcy zgotują nam następnym razem.
Za klucz do recenzji na PS5 dziękujemy firmie CENEGA