xenoblade chronicles x recenzja gry

Technologia

22.04.2025 14:12

Xenoblade Chronicles X: Definitive Edition – recenzja gry. Piękny remaster

1
0
0
4 tygodnie temu
Xenoblade Chronicles X: Definitive Edition – recenzja gry. Piękny remaster
1
0
0
1
0

Xenoblade Chronicles X: Definitive Edition to remaster gry z 2015, która zadebiutowała wówczas na Wii U. Jak wypada odświeżenie tego jednego z najbardziej ambitnych projektów Studia Monolith Soft? Sprawdźmy! 

Tytuł o niemal MMO-wej skali, z otwartym światem, który nie tylko zachwycał rozmachem, ale też stawiał na swobodę eksploracji i głębię systemów – tak własnie można opisać oryginalne Xenoblade Chronicles X. Teraz, prawie dekadę później, Definitive Edition trafia na “nowoczesną”  konsolę, próbując ponownie przyciągnąć fanów science-fiction i japońskich RPG-ów.

Efekt? Wciąż monumentalna przygoda, z miejscami genialnym designem i mechanikami, które wyprzedziły swoje czasy – ale też z wyraźnie przestarzałymi elementami, których nie udało się w pełni unowocześnić. To tytuł pełen kontrastów, który jednych zachwyci, a innych może zniechęcić – zależnie od tego, czego szukają w grach RPG.

Xenoblade Chronicles X: Definitive Edition – piękny, ale niebezpieczny obcy świat

Największą gwiazdą tej produkcji pozostaje planeta Mira – egzotyczna, ogromna, pełna życia i tajemnic. Gracz zostaje wrzucony do zupełnie nowego ekosystemu, który żyje własnym rytmem. W jednej chwili przemierzasz trawiaste równiny Primordii, w kolejnej – wspinasz się po magnetycznych górach Noctilum czy podziwiasz fluorescencyjne lasy Sylvalum.

To nie jest statyczne tło – Mira zaskakuje zmianami pogody, cyklem dnia i nocy, a także obecnością gigantycznych potworów (Tyrants), które mogą zmieść Cię z powierzchni ziemi jednym ciosem. Gra nie chroni Cię przed zagrożeniem – wręcz przeciwnie, uczy pokory.

W Definitive Edition ulepszono tekstury, podbito rozdzielczość i skrócono czasy wczytywania. Choć nie jest to pełny remake jak Xenoblade Chronicles: Definitive Edition, poprawiono detale na tyle, że świat Miry znów robi wrażenie. Zasięg renderowania pozwala podziwiać kolosalne bestie z kilometrów, co buduje atmosferę grozy i ekscytacji.

„Nie zapuszczaj się tam jeszcze. Tylko ci się wydaje, że jesteś gotów.” – mówi Elma w jednej z pierwszych misji. Mira nagradza ciekawość, ale bezlitośnie karze za lekkomyślność.

Wolność w eksploracji i walce

walka w xenoblade chronicles X
Walka wymaga nieco wprawy, ale z czasem sprawia mnóstwo frajdy

W przeciwieństwie do bardziej narracyjnych odsłon serii (Xenoblade Chronicles 1 i 2), X skupia się na wolności gracza. Od samego początku możesz eksplorować planetę we własnym tempie, budować bazę operacyjną (New Los Angeles), rozwijać umiejętności i dobierać członków drużyny.

System klas i broni pozwala na ogromną personalizację – możesz być snajperem, wsparciem, tankiem albo wojownikiem walczącym wręcz. To nie przypomina typowego JRPG-a z sztywnymi rolami – bardziej kojarzy się z grami pokroju Monster Hunter: World czy Final Fantasy XIV, gdzie styl walki kształtujesz sam.

Mechanika Overdrive wprowadza warstwę taktyczną. Gdy ją opanujesz, możesz zmieniać tempo walki, resetować cooldowny i wchodzić w potężne kombinacje ataków. Wymaga to jednak wiedzy, precyzji i… cierpliwości. Gra nie tłumaczy tego systemu zbyt dobrze.

Największy przełom przychodzi, gdy odblokujesz Skella – gigantycznego mecha, którym możesz walczyć i latać. To jak przejście od pieszej wędrówki do jazdy czołgiem i pilotażu myśliwca w jednym. Od tego momentu eksploracja staje się bardziej pionowa, a walki – widowiskowe niczym w Zone of the Enders czy Armored Core.

Dyskusyjna fabuła i niemy bohater

W odróżnieniu od emocjonalnie napędzanych historii Shulka czy Rexa, X stawia na narrację bardziej opartą na świecie i frakcyjnych konfliktach. Fabuła opowiada o resztkach ludzkości, które po ucieczce z Ziemi lądują na Mirze – i próbują tam przetrwać, rywalizując z obcymi rasami i rozwiązując zagadkę własnego losu.

Brzmi świetnie, prawda? Niestety, wykonanie nie zawsze dorasta do ambicji. Największym rozczarowaniem jest główny bohater – niemy awatar gracza, który choć można dostosować, pozostaje kompletnie pozbawiony osobowości. W momentach dramatycznych nie reaguje, nie ma wpływu na sceny – i niestety psuje immersję. To jakby wrzucić postać z Monster Huntera do gry, która próbuje opowiadać poważną historię.

Na szczęście postacie drugoplanowe – Elma, Lin, Lao – nadrabiają charyzmą. Zwłaszcza Elma z czasem staje się sercem drużyny, a jej relacja z protagonistą (choć jednostronna) prowadzi do kilku naprawdę mocnych momentów.

Dużą siłą gry są też poboczne misje i tzw. Affinity Missions. Często dotykają tematów takich jak ksenofobia, bunt, biotechnologia czy egzystencjalizm. Jedna z misji, w której rozmawiasz z robotem, który chce być człowiekiem, przypomina klimatem Nier: Automata. Właśnie tam kryje się prawdziwa dusza tej gry.

Nowa zawartość…rozczarowuje

Definitive Edition wprowadza szereg drobnych, ale istotnych usprawnień:

  • skrócone loadingi,
  • uproszczony interfejs użytkownika,
  • poprawiona optymalizacja,
  • pełen zestaw DLC w pakiecie.

To sprawia, że doświadczenie jest płynniejsze i mniej frustrujące. Nie trzeba już grzebać w zakładkach systemowych, żeby zmienić broń albo ustawić nową misję. Początkowo cieszyłem się też na nową zawartość fabularną, ale… no nie zachwyca on. Xenoblade Chronicles X: Definitive Edition wprowadza zupełnie nowy, trzynasty rozdział, który ma pełnić funkcję nowego zakończenia gry – nie epilogu, ale pełnoprawnej konkluzji fabularnej. W teorii to spełnienie marzeń fanów, którzy przez lata domagali się odpowiedzi na pytania pozostawione przez oryginalny finał.

W praktyce? Nie jest tak kolorowo i przeglądając dyskusje na reddicie — gracze są raczej niezadowoleni. Nowy wątek wprowadza postać Al’a – legendarnego bohatera wspomnianego na początku gry, który rzekomo uratował ludzkość przed zagładą. Okazuje się, że był on uwięziony w czymś na kształt zewnętrznego wymiaru, co prowadzi do dziwacznych interakcji między światem gry a czymś, co przypomina zaświaty. To właśnie tam Al spotyka Lao – postać, która w oryginalnej wersji miała powrócić… ale ostatecznie nie wraca. Dla wielu fanów to rozczarowujące zagranie, szczególnie że zwiastuny remastera sugerowały coś zupełnie innego.

Co gorsza, kulminacją nowego rozdziału jest zniszczenie planety Mira przez nowego przeciwnika – Voida, co całkowicie podważa sens narracji głównej gry. Zamiast symbolicznego „odkupienia” i stworzenia nowego domu dla ludzkości, mamy reset – ucieczkę z kolejnej planety i powrót do punktu wyjścia. Przeciwnik Void, choć ciekawie powiązany z drobnym wspomnieniem z oryginału, zostaje potraktowany po macoszemu. Co gorsza, niektóre elementy nowej historii zdają się retconować wcześniejsze ustalenia – np. pochodzenie Ganglionu czy rolę Elmy w wiedzy o Samarianach. Zamiast pogłębić mitologię serii, rozdział trzynasty wprowadza chaos, który dla wielu graczy wydaje się być „fanserwisem bez duszy” – zbyt krótki, zbyt niespójny, zbyt oderwany od reszty gry.

Postgame i brak multiplayera

screenshot z gry xenoblade chronicles x
Po odblokowaniu Skella gra tylko nabiera rumieńców

Choć tryb multiplayer w wersji Wii U był ograniczony, pozwalał na wspólne walki z bossami i wymianę danych. Wciąż nie wiadomo, czy online wróci w wersji odświeżonej – ale jeśli nie, będzie to jedna z największych strat.

Za to zawartość postgame’owa wciąż zachwyca. Ukryte lokacje, potężne Tyranty, misje z zaawansowanymi modyfikacjami Skelli, oraz walka z superbossami, które wymagają strategii, sprzętu i zgrania drużyny – to poziom endgame’u znany z najlepszych MMO. Dla graczy lubiących maksować wszystko na 100% – raj.

Podsumowanie – czy warto zagrać w Xenoblade Chronicles X: Definitive Edition?

Xenoblade Chronicles X: Definitive Edition to gra wyjątkowa – wizjonerska, rozległa i oferująca wolność, o jakiej inne JRPG-i mogą tylko marzyć. Eksploracja Miry to przeżycie samo w sobie, a walka – zwłaszcza po zdobyciu Skella – daje satysfakcję rzadko spotykaną w gatunku.

Ale to też gra, która momentami frustruje. Niewykorzystany potencjał fabularny, niemy bohater, nieco archaiczne elementy UI i mechanik – wszystko to sprawia, że X nie będzie tytułem dla każdego.

Dla tych, którzy szukają wyzwania, klimatu sci-fi i czegoś „spoza schematu”, to pozycja obowiązkowa. Dla fanów bardziej klasycznych JRPG-ów – może być zbyt surowa.

Za kopię do recenzji dziękuję Nintendo Polska!

1
0

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *