
W momencie, gdy z dnia na dzień rosną napięcia na linii Kijów-Moskwa, strona ukraińska padła ofiarą zmasowanego cyberataku, który wymierzony był w strony państwowe. Wysoko postawiony urzędnik UE nie pozostawia złudzeń kto może być odpowiedzialny za atak.
Z dniem dzisiejszym, strony które należą do ukraińskiego rządu, padły ofiarami ataku hakerów, którym udało się czasowo wyłączyć je z użytkowania. Strony które zostały objęte za cel cyberataku przez pewien czas wyświetlany komunikat, który zawierał słowa „bójcie się i oczekujcie najgorszego”.
Jak donosi Bloomberg, ze strony rządu Ukrainy sprawę skomentował Wiktor Zhora (zastępca szefa krajowej agencji ds. komunikacji), który ogłosił, że pomimo skali ataku „nie było żadnego wycieku ważnych informacji, a same informacje zawarte na stronach nie zostały w żaden sposób uszkodzone”. Dodał także, że obecnie trwają prace związane z gromadzeniem dowodów oraz analizą danych, które posłużą do zrozumienia metody ataku.
Strony, które padły ofiarami hakerów były zablokowane przez wiele godzin i wyświetlały komunikat opatrzony antyukraińskimi grafikami. Co ciekawe, ten sam komunikat prezentowany był w trzech językach: ukraińskim, rosyjskim i polskim. Poniżej prezentujemy zrzut ekranu, który wyświetlany był na zhakowanych stronach.

Cele ataku padły strony rządowe różnego rodzaju, w tym m. in. te należące do rady ministrów, Ministerstwa Obrony, Edukacji i wielu innych. Jest to bez wątpienia jeden z największych ataków tego rodzaju w historii Ukrainy.
Choć strona odpowiedzialna za ten czyn nie została jeszcze zidentyfikowana, nie brakuje głosów (zarówno płynących z Ukrainy jak i innych państw europejskich, w tym także Polski), stawiających Rosjan jako głównych winowajców. Rzecznik rządu Ukrainy nadmienia, że choć za wcześnie jest jeszcze na wskazywanie winnych, lista przypadków ataku Rosji na Ukrainę jest bardzo długa.
Sprawdź też: Zagrożenie w sieci — botnet. Czym jest botnet?
Sprawę skomentował także Wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, hiszpański polityk Josep Borrell. Stwierdził on dobitnie, że „choć nie posiada dowodów kto jest za to odpowiedzialny, możemy z powodzeniem przypuszczać kto za tym stoi”, mając na myśli działania Rosjan, zmierzające do dalszej destabilizacji Ukrainy.
Dzisiejszy atak miałby być powiązany z aktywnością Rosjan w okolicach granicy obu krajów. Nie jest tajemnicą, że Moskwa koncentruje siły w tym rejonie – na chwilę obecną około 100 tysięcy żołnierzy Rosyjskich zostało zmobilizowanych w rejonach przygranicznych. Według danych wielu wywiadów zachodnich, pełnoskalowa inwazja jest kwestią czasu. Rosyjska agresja na Ukrainę trwa od 2014 roku i od tego czasu Moskwa zdołała przejąć kontrolę nad Krymem i rejonami Donbasu. Obecne przygotowania do kolejnej już inwazji miałyby wydrzeć spod rządów ukraińskich jeszcze więcej rejonów.
Sprawdź też: Ataki brute force – czym są i na czym polegają?
Warto dodać, że jeżeli Rosjanie są rzeczywiście winni temu atakowi, to nie byłby pierwszy tego typu przypadek w ich historii. W 2008 roku, kilka tygodni przed inwazją na Gruzję, cyberataki dosięgły gruzińskie strony rządowe. Gdy wojska rosyjskie weszły do kraju, udało im się wydrzeć dwa rejony gruzińskie (Abchazję i Osetię Południową), które po dziś dzień pozostają pod jurysdykcją Kremla.
Jaki cel mają takie cyberataki? Atakujący w tym przypadku dąży do jak największej destabilizacji struktur państwowych i siania paniki. Udane wyłączenie stron rządowych ma także wpływ na zaburzenie funkcjonowania państwa, które może się stać podatniejsze na atak militarny.
Źródło obrazu głównego: reuters.com