Rozrywka

12.11.2021 09:22

Castlevania – zagraj zanim obejrzysz serial na Netflix! Wszystko o serii gier Castlevania

Gry
10
0
0
10
0

Castlevania to nie tylko serial anime Netflixa, ale również niejedna świetna gra. Wybraliśmy najważniejsze spośród prawie 30 odsłon sagi, aby przybliżyć jej fenomen.

Seria Castlevania skończyła w tym roku 35 lat. Jeden z najpopularniejszych, najlepiej ocenianych i najbardziej wpływowych w całym portfolio japońskiej firmy Konami cykli przez lata inspirował kolejnych twórców, tworząc pod koniec lat 90. zupełnie nowy gatunek gier wideo. Mimo długiego stażu nadal posiada wielu fanów, którzy po kilku chudych latach mogą ponownie cieszyć się rosnącą popularnością marki.

Od debiutu w 1986 roku otrzymaliśmy 29 odsłon Castlevanii (nie licząc reedycji, remasterów i emulowanych kolekcji), które możemy podzielić na dwie grupy. Pierwsza to klasyczne części oferujące platformową rozgrywkę, charakteryzującą się wysokim poziomem trudności. Drugą stanowią tzw. metroidvanie, których życie rozpoczęło się od momentu premiery Symphony of the Night w 1997 roku. Konami nie przestawało szukać nowej formuły i szybko pojawiły się pierwsze eksperymenty z trójwymiarową rozgrywką, ale przez długie lata nie były one cenione przez odbiorców. Dopiero seria Lords of Shadow, stworzona przez hiszpańskie studio Mercury Steam, inspirowana serią God of War, przełamała stagnację, w jakiej znalazła się marka.

Fenomen serii gier Castlevania

W przypadku serii gier z tak długim stażem ciężko jest wybrać jeden powód, dla którego jest ona tak popularna. Pierwsze odsłony były chwalone za oprawę wizualną, świetnie przygotowaną rozgrywkę i trzymającą poziom ścieżkę dźwiękową. Wraz z debiutem Castlevania: Symphony of the Night postawiono mocniej na elementy RPG, porzucono liniowe poziomy na rzecz otwartego zamku, w którym kilkukrotnie odwiedzamy wiele pokoi. To, w jaki sposób przygotowano tak drastyczną zmianę mechaniki, zasługiwało (i nadal zasługuje) na wielkie uznanie.

Sprawdź też: Castlevania – wszystko o hitowym anime od Netflix. Czy powstanie 5. sezon serialu Castlevania?

Fani serii cenią w niej przede wszystkim wciągającą i elastyczną rozgrywkę, która komplementowana jest przez ciekawe pomysły wprowadzane w kolejnych odsłonach. Sporo dobrego robi także warstwa artystyczna z wysuwającymi się na pierwszy plan kompozycjami muzycznymi. Ciężko jest także pominąć wpływ, jaki marka miała na rozwój gier. To dzięki serii Konami i marce Metroid zrodził się nowy gatunek gier metroidvania, reprezentowany aktualnie m.in. przez takie hitowe produkcje jak Hollow Knight, Blasphemous, Ori czy Guacamelee!

Co łączy serial na platformie Netflix i gry Castlevania

W 2017 roku na Netfliksie zadebiutował stworzony przez Adiego Shankara, inspirowany estetyką anime serial animowany Castlevania, do którego scenariusz napisał Warren Ellis. Momentalnie zaskarbił sobie przychylność fanów i recenzentów, ciesząc się wysokimi ocenami i pozytywnymi opiniami krytyków. Dzięki temu powstały kolejne sezony, zamykając historię w 32 epizodach dających nam cztery sezony rozrywki.

Animowaną Castlevanię oparto na trzeciej części serii gier, noszącej podtytuł Dracula’s Curse. To w niej Trevor Belmont wraz z Syphą Belnades i Alucardem wyruszają stawić czoła Draculi i jego piekielnym pomiotom. Kolejne sezony czerpią także inspirację z Symphony of the Night (wątki związane z Adrianem Tepesem) oraz wydanym na konsolę PlayStation 2 tytułem Castlevania: Curse of Darkness (m.in. postaci Isaaca czy Hectora).

Seria może pochwalić się świetną animacją i licznymi odniesieniami do gier, które wiernie adaptuje na potrzeby serialu. Wyróżnić można także szorstkie poczucie humoru, odwagę w kreowaniu historii i satysfakcjonujące zakończenie. Dzięki sukcesowi odniesionemu przez serial, Netflix dał zielone światło na kolejną produkcję, która tym razem skupi się na przygodach Richtera Belmonta i Marii Renard.

Najważniejsze części serii

Jak już wspominałem wcześniej – nie jest łatwo wybrać ostateczną listę najlepszych odsłon w serii Castlevania. Prościej jest za to wyróżnić najważniejsze w historii marki produkcje. Niektóre wyznaczały trendy w gatunku, inne wykorzystywały najlepiej konsolę, na której debiutowały. Są tutaj też gry kontrowersyjne, których jednak nie sposób pominąć.

Castlevania (1986)

Nie możemy rozpocząć zestawienia inaczej niż od gry, która dała początek całej marce Castlevanii. 35 lat temu dwóch pracowników Konami – Hitoshi Akamatsu i Akihiko Nagata – wraz z zespołem programistów wypuścili na Famicoma (japońską wersję konsoli NES) Akumajō Dracula. Kilka miesięcy później tytuł trafił na rynek amerykański, zbierając wiele pozytywnych opinii, które przełożyły się w dłuższej perspektywie na wysoką sprzedaż.

Rozgrywka w pierwszej Castlevanii mocno różni się od tego, co znają młodsi gracze. Całość została podzielona na sześć bloków, składających się z trzech poziomów, które przemierzamy głównym bohaterem, legendarnym łowcą wampirów Simonem Belmontem. Wyposażony w kultowy bicz Vampire Killer, Simon wyrusza do zamku Draculi, by pozbawić potężnego wampira życia. Przez całą grę poruszamy się w prawo, walcząc z coraz silniejszymi wrogami, wykorzystując do tego bicz i skrywające się w lokacjach dodatkowe przedmioty (woda święcona, sztylety, topory). Ograniczeni jesteśmy punktami życia bohatera, a po ich utracie możemy zacząć rozgrywkę od początku aktywnego bloku lub całkowicie od nowa.

Castlevania doczekała się wielu portów na inne sprzęty komputerowe (Commodore 64, Amiga) oraz konsole. W Japonii pojawił się remake na komputerze Sharp X68000, a Zachód mógł cieszyć się wydaną w 2001 roku kolekcją Castlevania Chronicles. W 2004 roku pojawiła się także wersja na smartfony i konsolę GameBoy Advance.

Castlevania: Rondo of Blood i Symphony of the Night 

Wydane w odstępie czterech lat Rondo of Blood i Symphony of the Night łączy więcej, niż na pierwszy rzut oka może się wydawać. Pierwszy raz w historii dwie odsłony serii Castlevania łączą się bezpośrednio ze sobą. W Rondo of Blood kierujemy Richterem Belmontem, który udaje się walczyć z Draculą do jego zamku, w Symphony of the Night, już jako Alucard, w tym samym miejscu natrafiamy na Marię Renard, poszukującą Richtera. Ten także się pojawia, ale już w zupełnie innej roli.

Przygotowane z myślą o konsoli PC Engine Castlevania: Rondo of Blood jest ostatnią pełnoprawną odsłoną serii operującą na schemacie platformowym. Dzięki postępowi technicznemu i możliwościom, jakie przyniosło PC Engine, oprawa graficzna nadal potrafi zachwycić. Rondo of Blood oferuje kilka interesujących mechanik. Główny bohater może ratować damy w potrzebie, dzięki czemu odblokuje drugą grywalną postać – młodą Marię Renard. Do tego wybrane poziomy można zakończyć na dwa sposoby, co otwiera ścieżkę ku alternatywnego zakończenia.

Castlevania: Symphony of the Night po dziś dzień uważana jest za najlepszą odsłonę serii i jedną z najlepszych gier w historii. Premiera gry to także najważniejszy moment w życiu tej marki. Producent i reżyser tej odsłony – Toru Hagihara – korzystając z rad młodego programisty Koji Igarashiego, postanowił wywrócić do góry nogami rozgrywkę i postawić mocno na elementy RPG oraz luźną eksplorację, kładąc podwaliny pod gatunek metroidvania. Alucard, główny bohater gry, może wyposażyć się w wiele rodzajów broni i zbroi różniących się statystykami, korzystać z przedmiotów oraz czarów, a także zamieniać się w nietoperza, wilkołaka i mgłę. Nowe moce odblokowane są wraz z postępami w rozgrywce, często po odwiedzeniu wcześniej niedostępnych miejsc. Największą niespodzianką jest nieliniowość historii, przekładająca się na kilka zakończeń. Wielu graczy początkowo ogląda te najgorsze, nie mając do czynienia z drugą połową gry, która została ukryta.

Co ciekawe, Symphony of the Night początkowo zanotowało fatalną sprzedaż i Konami było bliskie pogrzebania całej marki. To gracze przekazywali sobie z ust do ust wieści o tym, że gra jest niespodziewanie dobra, z opóźnieniem napędzając jej sprzedaż i ostatecznie sprawiając, że oryginał rozszedł się w ponad 700 tysiącach kopii. 

Rondo of Blood pojawiło się na SNES-ie (jako Dracula X) oraz w formie remake’u na PSP (Dracula X Chronicles). Symphony of the Night przeniesiono na Xboksa 360, a także na PlayStation 4, ale do tego jeszcze wrócimy.

Castlevania: Aria of Sorrow

Po premierze fenomenalnego SotN przez wiele lat gracze nie mogli doczekać się równie dobrej odsłony. Dopiero przygotowana z myślą o konsoli GameBoy Advance Castlevania: Aria of Sorrow wróciła na szczyt. Dziś odsłona ta stawiana jest na równi z kultową „Symfonią Nocy” i nie ma w tym cienia przesady.

Sprawdź też: Seria gier Warcraft — od fantastycznych strategii po grę MMO

Będący już weteranem na stołku producenta Koji Igarashi nie chciał mieszać za bardzo w rozgrywce, więc podstawy pozostały takie same, jak w pozostałych grach operujących na schemacie metroidvanii. Nowością jest za to system dusz, które może pochłaniać z pokonanych wrogów główny bohater gry – Soma Cruz. Korzystając z tej mechaniki, zyskujemy dodatkowe zdolności wykorzystywane w starciach z wrogami. W parze z wysoką jakością rozgrywki idzie także oprawa wizualna, która wyciskała z GBA siódme poty.

Fabuła Castlevania: Aria of Sorrow kontynuuje wątki z (niestety) skasowanej odsłony o podtytule Resurrection. Za świetnymi opiniami niestety nie poszły wyniki finansowe. W Japonii gra sprzedała się źle i to rynek amerykański uratował Konami. Jakiś czas temu na PC, PS4, Switchu i Xboksie One pojawiła się Castlevania Advance Collection, zestaw kilku odsłon cyklu, w którym znajdziemy m.in. Aria of Sorrow.

Castlevania: Lament of Innocence

Gdy w 2003 roku na Game Boy Advance debiutowała wyżej wspomniana Aria of Sorrow, posiadacze PlayStation 2 mogli wybrać się do sklepu po drugą odsłonę serii, która oferowała trójwymiarową rozgrywkę. Mimo zmiany perspektywy w Lament of Innocence nie zrezygnowano z elementów metroidvanii, dostosowując je do trójwymiarowego środowiska i swobodniejszego systemu walki.

Chronologicznie Castlevania: Lament of Innocence jest pierwszą grą w cyklu. Jesteśmy rzuceni do 1094 roku, gdzie poznajemy Leona Belmonta, założyciela klanu Łowców Wampirów. Historia wprowadza do gry nowych bohaterów, ale także rzuca światło na wiele wątków, które przewijają się w kolejnych częściach serii.

Choć pierwszą trójwymiarową odsłoną cyklu była Castlevania na Nintendo 64, dopiero w Lament of Innocence trójwymiarowe ukazanie akcji spotkało się z pozytywnym przyjęciem wśród graczy i recenzentów. Niestety dla entuzjastów trójwymiarowej akcji, nowe podejście nie przyjęło się na dłużej. Przygotowano jeszcze kontynuację i następnie powrócono do tworzenia dwuwymiarowych przygód na konsole przenośne Nintendo.

Castlevania: Harmony of Despair

Po wielu latach odcinania kuponów od sprawdzonego schematu Konami postanowiło nieco zaryzykować i przygotować nową (choć nie do końca) odsłonę serii. Harmony of Despair ponownie na tapet bierze nieco zajechaną jak na tamte czasy mechanikę i dokłada do niej kooperację sieciową (na Xboksie 360) oraz dodatkowo lokalną (na PS3). 

Zamiast klasycznego „przechodzenia gry” postawiono tu na wariację trybu Boss Rush. Otrzymujemy określony limit czasowy, sporych rozmiarów lokację i bossa, do którego musimy dotrzeć i pokonać. W grze znaleźć możemy bohaterów poprzednich odsłon, dysponujących swoim charakterystycznym ekwipunkiem i umiejętnościami. Gra nie została odebrana najlepiej, jednak trzeba jej oddać, że wreszcie spróbowano czegoś nowego. Jednak prawdziwa rewolucja miała dopiero nadejść.

Castlevania: Lords of Shadow

Widząc rosnące zmęczenie klasyczną formułą, Konami postanowiło zrestartować całą markę. Prace zlecono hiszpańskiemu studiu Mercury Steam, które otrzymało wsparcie branżowej legendy Hideo Kojimy i postanowiło zrobić z Lords of Shadows osobną podserię. Z tego powodu nie jest ona zaliczana do głównego kanonu historii. Zamiast tego stanowi zamkniętą i dobrze opowiedzianą historię.

Główny bohater, Gabriel Belmont, wyrusza w misję, której celem jest wyrwanie żony ze szponów śmierci. W tym celu poszukuje tajemniczego artefaktu, obdarzającego noszącego boską mocą. Z uwagi na to, że akcję osadzono w średniowiecznej wschodniej Europie, na naszej drodze napotykamy wiele znanych z okolicznych wierzeń stworów. Podczas tworzenia gry mocno inspirowano się serią God of War i innymi grami akcji, co widać najmocniej w systemie walki i rozwoju postaci.

Gra spotkała się z bardzo ciepłym odbiorem zarówno ze strony recenzentów, jak i fanów, nawet tych najbardziej zatwardziałych. Pomogła w tym świetna oprawa wizualna i fantastyczna ścieżka dźwiękowa.

Castlevania: Lords of Shadow 2

Na kontynuację historii Gabriela graczom przyszło czekać aż cztery lata. Hiszpańskie studio podeszło do projektu z wielkimi ambicjami i jeszcze większymi oczekiwaniami ze strony graczy. Początkowo wydawało się, że udało się je spełnić. Tym razem już jako Dracula stajemy naprzeciw samego Lucyfera, który po wieluset latach powrócił na Ziemię. W grze pojawia się także Alucard, wiążąc Lords of Shadow 2 z odsłoną na konsole przenośne Mirror of Fate.

Trzon rozgrywki się nie zmienił. Nadal mamy do czynienia z przygodową grą akcji. Tym razem jednak postawiono na półotwarty świat, składający się z lokacji, do których kilkukrotnie wracamy. Niestety, w porównaniu do poprzedniczki Lords of Shadow 2 zawodziło wykonaniem technicznym i wieloma etapami gry. Poziom trzymała jedynie gra aktorska i ścieżka dźwiękowa.

Konami i Mercury Steam zdradzili, że gra nie sprzedała się źle mimo mieszanych opinii, choć wyniku „jedynki” nie przebiła. Nienajlepsze opinie sprawiły jednak, że przygoda hiszpańskiego studia z tą serią zakończyła się na tej odsłonie.

Castlevania: Requiem Symphony of the Night & Rondo of Blood

Gdy wydawało się, że Konami już na zawsze pogrzebało markę Castlevania na konsolach (Japończycy kilka lat temu dokonali niespodziewanego zwrotu, zamiast na produkcji gier postanawiając skupić się na tworzeniu automatów pachinko), ku zaskoczeniu wielu otrzymaliśmy „nową” odsłonę. Castlevania: Requiem Symphony of the Night & Rondo of Blood przepakowało wydane na PSP dwie odsłony – oryginalne Rondo of Blood i Symphony of the Night – wzbogacając SotN o nowe tłumaczenie. Składanka pokazała, że Konami nie ma zamiaru porzucać serii Castlevania, co dało nadzieję na lepsze jutro.

Przyszłość serii Castlevania

I tutaj dochodzimy do najważniejszej kwestii w oczach wielu fanów marki. Co dalej z Castlevanią? Od czasu debiutu Castlevania Requiem doczekaliśmy się jubileuszowego wydania klasycznych odsłon serii w formie Castlevania Anniversary Collection. Jakiś czas temu przeniesiono na współczesne sprzęty trylogię gier z GBA (Castlevania Advance Collection, także na PC), co pokazuje, że Japończycy mogą mieć w planach dalsze porty (może remastery z PS2? Trylogia z Nintendo DS?).

W przygotowaniu jest także nowa animacja Castlevania na Netflix. Jej akcję osadzono tym razem w czasie rewolucji francuskiej, a historia opowie o Richterze Belmoncie i Marii Renard. Na Apple Arcade zadebiutowało Castlevania: Grimoire of Souls i zbiera całkiem pozytywne opinie. Jeszcze świeże plotki krążące w sieci wskazują dodatkowo, że Konami może pracować nad zupełnie nową odsłoną serii.

Wygląda więc na to, że po kilku latach posuchy, coś ponownie ruszyło się w sprawie nowych odsłon. Miejmy nadzieję, że pogłoski okażą się prawdziwe i w 2022 roku doczekamy się zapowiedzi nie tylko Castlevanii na Netflix, ale także nowych gier.

Sprawdź też: Gry esportowe – które są najpopularniejsze? Esport – w które tytuły warto zagrać, a jakie lepiej oglądać

10
0

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *